Fundacja Mistrzom Sportu
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza
Creative Green

GŁÓWNI PARTNERZY

Quanta cars
Fight Time
Gorący potok
Masters
VOYTEX
OCTAGON - polska marka sportowa

PARTNERZY

"Kobiety w Polskim Związku Kickboxingu" – Iwona Guzowska, wielokrotna Mistrzyni Świata i Europy

02.10.2019
"Kobiety w Polskim Związku Kickboxingu" – Iwona Guzowska, wielokrotna Mistrzyni Świata i Europy
"Kobiety w Polskim Związku Kickboxingu" – Iwona Guzowska, wielokrotna Mistrzyni Świata i Europy

Redakcja: W plebiscycie Polskiego Związku Kickboxingu - „Złota Trzydziestka” z okazji 30-lecia PZKB zajęła pani drugie miejsce. Na pierwszej lokacie sklasyfikowano Agnieszkę Rylik, a na trzeciej uplasowała się Anna Kasprzak.

Iwona Guzowska: Okres spędzony w kickboxingu (wagi -55kg i -56kg)) był wspaniałym czasem dla mnie, bardzo młodej zawodniczki. Bardzo miło wspominam dziesiątki, setki wspaniałych ludzi, z którymi miałam do czynienia na co dzień lub podczas zawodów krajowych i zagranicznych. A co do wyników plebiscytu, nigdy nie przywiązywałam uwagi do rankingów, statystyk itp. Najważniejsze było to, co ja sama potrafiłam i co osiągnąłem w ringu i na planszy.

Najpierw pani sportowym życiu było taekwondo, a następnie kickboxing?

Tak, ale z taekwondo zupełnie mi nie wyszło, bowiem najczęściej byłam dyskwalifikowana za za zbyt silny kontakt. Uważałam za niesprawiedliwość sytuacje, w których moje rywalki posiadające np. czarne pasy, lądowały na parkiecie po zderzeniu z moją pięścią, a ja przegrywałam takie pojedynki. Dlatego szybko dałam sobie spokój z tą dyscypliną. Razem z trenerem podjęliśmy decyzję, że naturalnym etapem będzie przejście do kickboxingu. Pewnego dnia powiedział: - Pojedziesz na zawody w kickboxingu. A więc udałam się na turniej i wygrałam.

Wielkie sukcesy odnosiła pani w formułach light contact i full contact. Jak wyglądał codzienny trening? Jednego dnia skupiała się pani na light, a następnego podnosiła umiejętności w pełnym kontakcie?

Trening był jeden i ten sam – bardzo ciężki, podchodziłam do niego z ogromnym zaangażowaniem, a zmieniały się tylko okoliczności „brzegowe”. W ringu otaczały nas liny, a z maty po prostu można było zejść, z tym, że trzecie takie zachowanie wiązało się ze stratą punktu. Wszystko inne było bardzo podobne, walka ciągła itd. Co warte podkreślenia, w latach 90. light contat wcale nie był taki lekki, zdarzały się w walkach nokauty, a nie było dyskwalifikacji.

Można powiedzieć, że był zbliżony do full contact?

Na niektórych zawodach nawet bardzo zbliżony, a walki w light były takie, że iskry leciały. Jedna sprawa to kwestia sędziów, a druga klasa zawodniczek i zawodników. Jeśli trafiali na siebie wysokiej klasy kickboxerzy, wiadomo było, że to będzie bardzo mocny bój. Nokdaun czy nokaut sam w sobie nie był celem, po prostu wszystko wychodziło w pojedynku. Jeden szybki, skuteczny cios w punkt najczęściej kończył się upadkiem rywalki. Jeśli miałam wyraźnie słabsze przeciwniczki, to nie miało sensu ganianie jej na siłę. Wychodziła raz, drugi, trzeci poza matę i wkrótce było po wszystkim.

Która formuła była pani bliższa? Bardziej lubiła pani light czy full?

Obie mi pasowały, chociaż minimalnie opowiadam się za full contact. Wersja w pełnym kontakcie była sprawiedliwsza i już mówię dlaczego. Otóż w light zdarzały się zawodniczki, które przechodziły z semi contactu, gdyż chciały spróbować swych sił w nowej odmianie. Ale one tej walki unikały, to było cwaniakowanie na macie. Uciekały się do różnych sztuczek, udawały, że zostały mocno trafione.

Kto był pani trenerem w Gdańsku?

Na samym samym początku mój mąż, a później dużo trenowałam ze świętej pamięci Zdzisiem Soczewińskim. Bardzo szybko nauczyłam się boksować, a świetną technikę wyniosłam z taekwondo. Na treningach dawałam z siebie wszystko, a potem było tego efekty, kolejne zwycięstwa krajowe i międzynarodowe. Potem bazowałam na swoim doświadczeniu i trenera Soczewińskiego. Miałam także znakomitych szkoleniowców w kadrze narodowej, współpracowałam m.in. z Andrzejem Palaczem, Kubą Cuszlagiem. Każdy trener był inny, wnosił w mój rozwój swoje charakterystyczne elementy. Inni bardzo dociskali i wymagali, zdarzali się tez trenerzy, którzy pozostawali sporo przestrzeni na własne decyzje. Fajnie było spróbować pracy pod okiem jednych i drugich. W ten sposób rozwijałam się jako zawodniczka i kobieta, poszerzała się taka ogólna świadomość sportowo-życiowa. Bardzo lubiłam ćwiczyć pod okiem trenerów z fajnymi metodami. Osobą najbardziej dociskającą byłam sama dla siebie, żaden trener nie był w stanie mnie zamęczyć. Najwięcej zaś swobody i wolności kickboxerskiej zostawiał Jakub Cuszlag. Zmuszał nas do myślenia, chociaż oczywiście mówił, jakie błędy popełniamy. Generalnie jednak namawiał do tego, aby samemu wyciągać wnioski i to było dobre. Poza tym nie chwalił zbyt często. Często mówił: nie było tak, jak trzeba. Dlaczego? Sama odpowiedz sobie na pytanie.

Miała pani znakomity okres 6 lat w amatorskim kickboxingu. Od Mistrzostw Europy w Warnie w 1992 roku do ME w 1998 roku w Leverkusen. W debicie, w Bułgarii, w wieku zaledwie 18 lat wywalczyła pani brąz w wersji light contact w wadze -55kg.

O starcie w Warnie dowiedziałam się bardzo późno, 2-3 tygodnie przed zawodami. Na szczęście cały czas byłam w treningu, ale z drugiej strony ciężko powiedzieć, czy byłam gotowa na zawody tej rangi. Na pewno nie byłam gotowa pod względem finansowym, miałem małego synka i musiałam zbierać pieniądze na rachunki, nie było mowy o jakiś oszczędnościach, które mogłabym wydać na ME. Wtedy po raz pierwszy poczułam, co to znaczy wspaniała i bezinteresowna pomoc ze strony ludzi. Dziennikarz Włodek Machnikowski zaprosił mnie na wywiad do Radia Gdańsk, a na koniec zaapelował aby wesprzeć młodą dziewczynę w realizacji planów sportowych. Odezwała się tylko pani Krystyna z korporacji taksówkarskiej. Potrafiła zmobilizować swych kolegów taksówkarzy i dzięki nim udałam się na pierwszy w karierze turniej mistrzowski. Można powiedzieć, że pojechałam na "totalnym szoku". Nie zastanawiałam się, z kim będę walczyła, co potrafią rywalki. Chodziło o to, aby wyjść do pojedynku i pokazać swoją klasę. A do dziś uważam, że półfinał z zawodniczką gospodarzy był tak wyrównany, że równie dobrze i ja go mogłam wygrać.

Rok później MŚ w Atlantic City i złoto w light contact. Z Polaków w finale był jeszcze tylko Piotr Siegoczyński, dziś prezes PZKB.

Znów podstawową sprawą było uzbieranie 1300 dolarów. Wtedy to były kosmiczne pieniądze. I znów udało się dzięki fantastycznym ludziom, których nie sposób wszystkich wymienić. "Wielka Ameryka" wcale nie okazała się taka cudowna, chociaż sportowo spisałam się doskonale. Jako gdańszczanka uświadomiłam sobie po obejrzeniu Atlantic City i Nowego Jorku, że mieszkam w pięknym mieście z wielką historią i nie chciałabym przenieść się do USA. A co do zawodów, w finale walczyłam z przeciwniczką z Irlandii, która w półfinale wyeliminowała Amerykankę. Cała ekipa Stanów Zjednoczonych i miejscowi kibice byli po mojej stronie, miałam wielkie wsparcie ze strony i Polaków, i Amerykanów.

Kilka dni później wywalczyła pani srebro MŚ full contact.

To były trudne zawody z psychologicznego punktu widzenia. Ówczesny mąż i trener długo znięchęcał mnie i odradzał ten start. A ja uparłam się i postawiłam na swoim. Byłam zmęczona psychicznie, dlatego tytuł wicemistrzowski uważam za gigantyczny sukces przy tych okolicznościach. Finał przegrałam, myślami byłam gdzie indziej, nie w ringu.

Rok 1994 przyniósł pan dwa złote medale ME - w Lizbonie w light contact i w Helsinkach full contact.

Zrobiłam porządku w życiu prywatnym, co miało przełożenie na bardzo udane występy. W obu turniejach miałam dużą przewagę nad rywalkami. Cieszyłam się, że w light miałam inne przeciwniczki niż w full, co dawało nowe doświadczenie, taką nową "przestrzeń" sportową. Nie było dziewczyn, jak ja, bijących się w light i full contact. Jeśli walczyły w light, to łącząc z semi.

W sezonie 95 głównymi imprezami były MŚ w Stuttgarcie i Kijowie.

W Niemczech z różnych względów wystartowałam tylko w semi, ale przegrałam i szybko zapomniałam o tym turnieju. Z kolei w Kijkowie powetowałam sobie to niepowodzenie, za sobą miałam już zakręt życiowy, wszystko udało się wyprostować, a efektem kolejne złoto w full contact. Co jakiś czas przechodziłam metamorfozę, po każdym upadku na kolana wstawałam, czy wręcz wystrzeliwałam w górę. Krok po kroku budowałam siebie.

Docieramy do roku 1996, w którym obroniła pani tytuły Mistrzyni w obu wersjach.

Ciągle czułam się mocno, ciągle wygrywałam, zarówno w Belgradzie, jak i Caorle Z pewności rywali deprymował fakt, że w losowaniu trafiały na tak utytułowaną zawodniczkę jak ja, ale czasem zdarzało się, że toczyłam dość zacięte i wyrównane pojedynki.

Pięknym podsumowaniem pani kariery w kickboxingu miał być tytuł Mistrzyni Świata w rodzinnym Gdańsku. Tymczasem po złotym medalu w Dubrowniku w light contact, w ojczyźnie wywalczyła pani "tylko" brąz w full contact.

To była moja ogromne porażka i wielkie rozczarowanie. Znów przeżywałam bardzo osobiste historie, który mi nie pomagały. Ale z drugiej strony przegrana była mi potrzebna, jak się okaazała to był przełomowy moment w karierze sportowej. Jeszcze rok później wystartowałam w ME w Leverkusen i zdobyłam brąz w full contact. W półfinale została uznana przez sędziów pokonaną w walce z Rosjanką Czalają. Tymczasem ona i jej trener zaraz po werdykcie przyszli do mnie i mówili, że tym razem to ja byłam lepsza. Wcześniej w Gdańsku ona wygrała zasłużenie, a w Niemczech werdykt był niesprawiedliwy i tyle. Nie bolał mnie ani trochę, ważne, że ja wiedziałam, iż stoczyłam dobrą walkę. Wtedy już miałam plan na boks, przeszłam do zawodowego pięściarstwa, gdzie kilka razy byłam Mistrzynią Świata.

Czym się pani obecnie zajmuje? Zawsze była pani aktywna fizycznie - biegi, pływanie, triathlon, jazda konna itd.

Ostatnie wakacje spędziłam bardzo intensywnie w Azji, a były to m.in. rafting, wspinanie, przedzieranie się przez dżunglę. Cały czas jestem aktywna. Na co dzień jestem trenerem mentalnym, współpracuję m.in. z osobami z biznesu, ale też trafią pod moje skrzydła sportowcy. To fantastyczna praca, daje mi ogromną satysfakcję, poza tym cały czas się uczę, rozwijam, czytam, poszukuję nowych sposobów docierania do ludzi. Zawsze bardzo lubiłam przebywać i mieć kontakt z nimi. Korzystając z okazji chciałabym podziękować wszystkim koleżankom i kolegom z kadry narodowej za czas spędzony na zgrupowaniach i zawodach. To był genialny okres spędzony w kickboxingu. Każdy z nich jest mi bliski i wspominam wszystkich z ogromnym szacunkiem i podziwem. Wielkie dzięki dla Was kochani.
WSPÓŁPRACA:
WAKO
WAKO EUROPE
Ministerstwo Sportu
Antydoping
Prawo Sportowe
Fundacja Mistrzom Sportu
SportAccord
IWGA
Fisu
Polski Komitet Olimpijski
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza Buka
Centralny Ośrodek Sportu
Copyright 2014 - 2024 Polski Związek Kickboxingu
Created by: KREATORMARKI.PL