Fundacja Mistrzom Sportu
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza
Creative Green

GŁÓWNI PARTNERZY

Quanta cars
Fight Time
Gorący potok
Masters
VOYTEX
OCTAGON - polska marka sportowa

PARTNERZY

„Mistrzowie PZKB” – Jacek Puchacz, 3-krotny brązowy medalista Mistrzostw Świata i Europy

11.05.2021
„Mistrzowie PZKB” – Jacek Puchacz, 3-krotny brązowy medalista Mistrzostw Świata i Europy
„Mistrzowie PZKB” – Jacek Puchacz, 3-krotny brązowy medalista Mistrzostw Świata i Europy
Redakcja: Sport jest głównym tematem w domu rodzinnym Państwa Puchaczów? Pan jest utytułowanym kickboxerem, a żona Izabela wielokrotną reprezentantką i Mistrzynią Polski w piłce ręcznej.

Jacek Puchacz: Wszyscy jesteśmy mocno zaangażowani w sport, i żona, i ja, i nasza 14-letnia córka Laura, ale oczywiście jest też wiele innych tematów. Ale sport jest ważny, bo towarzyszy nam od wielu lat, najpierw kiedy byliśmy zawodnikami, teraz w roli trenerów. Po zakończeniu kariery żona wraz z inną byłą zawodniczką Sabiną Włodek założyły Akademię Sportu Urwis w Lublinie. Zresztą całe nasze rodziny miały zadania w tym projekcie, mąż Sabiny prowadził zajęcia z pływania, a ja z kickboxingu.

Redakcja: Pańska córka trenuje kickboxing czy szczypiorniak?

Jacek Puchacz: Laura jako kilkuletnie dziecko zaczynała przygodę ze sportem od kickboxingu. To były absolutne początki, treningi z piankami itd. Później zmieniła zainteresowanie i dołączyła do koleżanek trenujących piłkę ręczną. Nie, nie mam żadnych pretensji – to jej wybór, który szanuję. Ważne, że pozostała przy sporcie, jest aktywna i widać, że ma smykałkę do szczypiorniaka. Córka jest w kadrze wojewódzkiej, gra coraz lepiej, a my, jako rodzice, mocno jej kibicujemy – z całego serca.

Redakcja: Kto więcej osiągnął w sporcie – zadajecie sobie w domu takie pytania?

Jacek Puchacz: Trudno porównywać dyscyplinę indywidualną, jaką jest kickboxing, do drużynowego sportu. Moja żona pochodzi z Elblągu i w tamtejszym Starcie w latach 90 zdobyła kilka medali Mistrzostw Polski, w tym 1 złoty w seniorkach. Pod koniec poprzedniego wieku przyjechała do Lublina, gdzie z wielkimi sukcesami grała w Montexie, później przemianowanym na SPR. Występowała w reprezentacji Polski i w pewnym momencie zabrakło tylko jednego zwycięstwa do awansu na Igrzyska Olimpijskie. W moim przypadku największymi osiągnięciami były brązowe medale Mistrzostw Świata i Europy WAKO oraz tytuł Mistrza Świata WKN. Dlatego nie możemy z żoną „rywalizować”, całkiem inna jest specyfika piłki ręcznej, inna kickboxingu. Moglibyśmy się „spierać” najwyżej, który sport jest bardziej popularny. Mam nadzieję, że kiedyś kickboxing znajdzie się w programie Igrzysk Olimpijskich, a wtedy będzie o nim jeszcze głośniej.

Redakcja: Jako sportowe małżeństwo wspieraliście się na „wyjazdach”?

Jacek Puchacz: Pamiętam, że żona była na kilku moich walkach, ale raczej tylko w Lublinie lub nieodległych miastach. Kiedy była zawodniczką, nie miała zbyt wiele wolnego czasu, a zwłaszcza w weekendy. W kickboxingu nie mieliśmy co tydzień walk czy turniejów, więc to mi było łatwiej podróżować po Polsce. Pamiętam wyjazd na mecz pucharowy do słoweńskiej Lublany, a także na spotkania do Lubina o Mistrzostwo Polski. Lublin dominował i dominuje w polskiej ekstraklasie piłkarek ręcznych, ale i Lubin ma duże ambicje.

Redakcja: Być może nie wszyscy kibice pamiętają, że na początku tego stulecia był Pan Mistrzem Serbii i Czarnogóry w kickboxingu, a Pana żoną 2-krotną mistrzynią tego kraju.

Jacek Puchacz: W latach 2003-2005 żoną występowała w zespole Buducnost Podgorica, a ja towarzyszyłem jej w pierwszych miesiącach pobytu w stolicy dzisiejszej Czarnogóry. Trenowałem w jednym z tamtejszych klubów i startowałem w zawodach, a w wolnym czasie kibicowałem drużynie Izy. Przy okazji zwiedziliśmy wiele uroczych miejsc w Czarnogórze, nie tylko nad Adriatykiem. Żona była 2 lata w Podgoricy, a ja po pewnym czasie wróciłem do swoich obowiązków w Lublinie.

Redakcja: Skąd się wziął kickboxing w Pana życiu?

Jacek Puchacz: Zacząłem treningi sportów walki od karate kyokushinkai, a po jakimś czasie trafiłem w Lublinie do trenera kickboxingu Tadeusza Poljańskiego ze Sportowego Klubu Kickboxingu Politechniki Lubelskiej. W tym roku kończę 50 lat, a to było ok. 30 lat temu, ależ ten czas ucieka... SKKB Politechniki Lubelskiej na pewno był pierwszym lubelskim klubem kickboxingu, a jego współzałożycielem i wieloletnim prezesem właśnie. Tadeusz Poljański.

- W karate pojechałem na pierwsze zawody do Siedlec, gdzie 2-krotnie zajmowałem 2 miejsce, zaś w kickboxingu udałem się na Mistrzostwa Polski i dotarłem do strefy medalowej light contact. Przegrałem z Wojtkiem Szczerbińskim, kolegą-rywalem, z którym najczęściej spotykałem się na krajowych arenach. W wadze ciężkiej – mam takie wrażenie – że mniej było jakichś złośliwości między zawodnikami. Wychodziliśmy do walki odkładać się na maksa, a po zejściu z maty czy ringu przybijaliśmy piątkę i mogliśmy iść napić się piwa.

Redakcja: Na początku lat 90 miał Pan swoich lubelskich idoli w sportach walki?

Jacek Puchacz: Z pewnością takim wzorem był m.in. Leszek Wiśniewski, który zaczynał od karate, a potem był bardzo wszechstronnym zawodnikiem. A kiedy przeniosłem się do sekcji kickboxingu, to idolem był Marek Piotrowski z okolic Mińska Mazowieckiego. Może od Lublina to nie tak wcale blisko, ale kiedyś jeździłem nawet na treningi do Marka. Moim szkoleniowcem był wówczas Kazimierz Piwowarczyk, ale cegiełkę do sukcesów dołożył także Marek, legenda naszego i światowego kickboxingu. Nauczył mnie też niesamowitej wiary w siebie.

Redakcja: Pana sukcesy w międzynarodowych imprezach pod egidą WAKO zaczęły się w 1998 roku w Leverkusen.

Jacek Puchacz: W Niemczech zdobyłem brązowy medal Mistrzostw Europy w formule light contact w wadze +89kg. Do kadry narodowej powołał mnie trener Piotr Siegoczyński, pierwszy polski Mistrz Świata, a dziś prezes Polskiego Związku Kickboxingu. Mam niedosyt po tym turnieju, bowiem powinienem wtedy wygrać półfinał z rywalem z Węgier.

Redakcja: Przychodzi mi do głowy nazwisko Piotra Wypchała z Krakowa, który zbliżając się do 40 roku życia odnosił wielkie sukcesy we współczesnym kickboxingu. Niewiele ponad dekadę temu Pan również zdobywał medale MŚ i ME mając 37-38 lat.

Jacek Puchacz: W październiku 2008 roku wziąłem udział w Mistrzostwach Europy WAKO w bułgarskiej Warnie, gdzie zdobyłem brązowy medal w kategorii full contact w kategorii +91 kg. Kilka miesięcy później wygrałem walkę z Danielem Laniganem w Łochowie na Mazowszu w zwycięskim 4:1 meczu ze Stanami Zjednoczonymi w full contact. Z kolei pod koniec listopada 2009 roku sięgnąłem po brąz Mistrzostw Świata w tej samej formule w +91kg we włoskim Lignano Sabbiadoro.

Redakcja: Jaka była tajemnica sukcesów w już zaawansowanym wieku jak na kickboxera.

Jacek Puchacz: Jestem przekonany, że kickboxerzy wagi ciężkiej dłużej walczyli, dłużej też dochodzili do wielkich sukcesów, a ja poza tym nie byłem specjalnie sforsowany jako zawodnik. Zdarzało się walczyć ze sporo młodszymi i dobrze mi szło. Ostatnią walkę stoczyłem w 2010 roku na Mistrzostwach Polski w Siedlcach, gdzie przegrałem z Wojtkiem Jastrzębskim. Rok wcześniej wygrałem z Wojtkiem zdecydowanie w finale MP w Pasłęku. Mając prawie 40 lat skończyłem karierę. W 2011 roku miałem wrócić, namawiał mnie m.in. Wojtek Szczerbiński, ale nie chciałem walczyć bez odpowiednich przygotowań.

- Jestem absolwentem Wydziału Zarządzania i Marketingu Politechniki Lubelskiej, a moją karierę sportową zakończyła chęć rozwijania się zawodowego i poświęcenie czasu na kurs przygotowujący do pomyślnie zdanego egzaminu na Członka Rad Nadzorczych Spółek Skarbu Państwa.

Redakcja: Jakie są Pana obecne związki z kickboxingiem?

Jacek Puchacz: Prowadzę treningi wspólnie z kolegą Robertem Brylem, a nasi zawodnicy startują pod szyldem Politechniki Lubelskiej. Najbliższy start to Mistrzostwa Polski we Włoszakowicach koło Leszna. Jestem także sędzią kickboxingu. Sędziowaniem zajmuję się od wielu lat, mam klasę B w PZKB i C w WAKO, natomiast sekcję, powiedzmy zawodniczą, prowadzę raptem od roku.

Redakcja: Wracając jeszcze do pańskiej kariery, w 2008 roku – a zatem przed sukcesami w MŚ i ME – został Pan Mistrzem Świata WKN full contact w wadze +96,6 kg.

Jacek Puchacz: Na ringu w szkockim Aberdeen pokonałem szkockiego zawodnika Steve’a Bonnera. Miejscowi kickboxer był posiadaczem mistrzowskiego pasa, a całe trybuny ciągle skandowały: „Steve, Steve”. Ale nie podobało mi się kiedy rzucił szkocką flagą o ziemię. Dla nas, Polaków, to nie do pomyślenia, aby ktoś rzucał polską flagą. Ostatecznie wygrałem w trzeciej rundzie walkę zakontraktowaną na pięć. Był temat rewanżu, ale ostatecznie Szkoci odpuścili.

Redakcja: Zaczynał Pan od light contact, a potem na wiele lat przeszedł do full contact.

Jacek Puchacz: Uważam formułę full contact za najbardziej techniczną ze wszystkich kickboxerskich. W tej wersji walki można było zaprezentować cały wachlarz umiejętności, ale zawodnik musiał być świetnie rozciągnięty i musiał potrafić kopać powyżej pasa. Efektowne kopnięcia na głowę to efekt żmudnych treningów.

Redakcja: Podsumowując, w Pana dorobku sportowym jest wiele wspaniałych trofeów.

Jacek Puchacz: W kickboxingu w MP zdobyłem 5 złotych medali, w tym cztery w full contact i jeden w light contact, 8 srebrnych i 5 brązowych. Pierwszy brązowy krążek zdobyłem w 1996 roku. Oprócz medali MŚ i ME, zdobyłem też 5-krotnie Puchar Świata w wersji full contact. W tych zawodach w sumie 10 razy byłem na podium.

WSPÓŁPRACA:
WAKO
WAKO EUROPE
Ministerstwo Sportu
Antydoping
Prawo Sportowe
Fundacja Mistrzom Sportu
SportAccord
IWGA
Fisu
Polski Komitet Olimpijski
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza Buka
Centralny Ośrodek Sportu
Copyright 2014 - 2024 Polski Związek Kickboxingu
Created by: KREATORMARKI.PL