Redakcja: Od września pracuje pan w Europejskiej Komisji Sędziów Tatami. Jakie są najważniejsze zadania?
Ryszard Zawistowski: Jest mi bardzo miło, że moja praca została po raz kolejny dostrzeżona i wyróżniona. Od 2014 roku jest członkiem Europejskiej Komisji ds. Etyki, a teraz znalazłem się też w Europejskiej Komisji Sędziów Tatami. W pierwszej z komisji zajmujemy się rozstrzyganiem wszelkiego rodzaju protestów, zarówno zgłaszanych w trakcie, jak i już po zakończeniu zawodów. Chodzi o niewłaściwe zachowania zawodników, sędziów itd. Zazwyczaj są to incydentalne sytuacje, ale mniej więcej 2 razy w roku musimy podjąć się szczegółowej oceny bardzo trudnych spraw. Taka nasza rola. Wybrani zostaliśmy jako ludzie, którym można zaufać, sprawiedliwi i nieulegający emocjom i wpływom, więc nasze rozmowy, debaty są spokojne, rzeczowe, a decyzje przemyślane i zgodne z przepisami kickboxingu.
Natomiast jeśli chodzi o komisję sędziów tatami WAKO European, nominowany zostałem pod koniec września 2020 roku. Myślę, że to wielkie wydarzenie i dla mojej skromnej osoby, i dla naszego środowiska kickboxingu.
Jakie umiejętności, cechy musi posiadać członek Europejskiej Komisji Sędziów Tatami?
Tak jak wcześniej powiedziałem, należy być osobą uczciwą, skrupulatną, komunikatywną, znającą przepisy. Nie można nikogo faworyzować itd. W 2001 roku uzyskałem międzynarodowe uprawnienia sędziowskie Polskiego Związku Kickboxingu klasy A, więc można powiedzieć, że za rok będę obchodził jubileusz 20-lecia. Wracają do początków mojego sędziowania, w 1985 roku zdałem egzamin na sędziego klasy D, w 1993 roku ukończyłem kurs klasy C, a w następnym roku - klasy B. W 2005 roku zostałem szefem strefy północnej sędziów PZKB, zaś w latach 2006 - 2013 i ponownie od 2017 roku jestem przewodniczącym Wydziału Sędziowskiego PZKB. Przez wiele lat łączyłem kilka ról: zawodnika, trenera i sędziego, ale nigdy nie zdarzyło się, abym w tych samych zawodach, nawet tych mniejszej rangi, był zawodnikiem i sędzią. To byłoby nie fair wobec innych startujących.
Kiedy zaczęła się pańska życiowa przygoda ze sportami walki, oczywiście głównie z kickboxingiem.
Tej daty nigdy nie zapomnę 27 października 1977 roku zapisałem się do sekcji karate kyokushinkai w rodzinnym Pasłęku. Mając 16 lat byłem bardzo drobnej budowy ciała, co sprawiało, że w szkole byłem gnębiony. Dlatego chciałem trenować i pokazać, że nie będę dłużej popychadłem. Początki były ciężkie, przez pierwszy rok aż 3-krotnie nosiłem się z zamiarem rezygnacji z dalszych treningów. Szczególnie pamiętam jak dostałem kopnięciem w twarz od chłopaka sporo cięższego ode mnie. Strach mnie obleciał, czy jestem cały, ale sprawdziłem twarz, nos cały, zęby są, więc uznałem, że dałem radę.
Kto miał największy wpływ na nastoletniego wówczas Ryszarda Zawistowskiego?
Zaczynałem u naszego sempai Adama Filipczaka, a potem trafiłem do sensei Józefa Włodarskiego, który ukształtował mnie jako zawodnika, trenera, ale przede wszystkim człowieka. Wierzył we mnie, motywował i inspirował. Gdyby w tamtym czasie ktoś inny był moim trenerem, pewnie szybko wycofałbym się ze sportu. A dzięki panu Włodarskiemu wytrwałem, zdobywałem umiejętności, pewność siebie itd. Kiedyś na treningu nie było chętnych do rywalizacji sparingowej z Józefem Włodarskim. Jakież było zdziwienie, kiedy tylko ja się zgłosiłem, mimo że byłem sporo lżejszy i w ogóle, nie ta klasa sportowa… Walka trwała 2 minuty, a czego na nogach byłem 15-20 sekund. Cały czas sensei mnie wycinał, kopał, uderzał, przewracał, słowem – dominował. Ale nie poddałem się, a w szatni koledzy poklepywali mnie po ramieniu, mówiąc, że dokonałem czegoś niezwykłego, odważyłem się stanąć w szranki z tak wspaniałym rywalem.
Na czym polegało oddziaływanie trenera Włodarskiego na początkujących zawodników?
Nigdy nie powiedział, że ktoś jest słaby, nie nadaje się i nie ma czego szukać w sportach walki. Pamiętam, że początkowo ledwo podnosiłem niewielkie ciężary, on pomagał dwoma palcami, ale powtarzał, że idzie mi całkiem dobrze. Teraz wiem, że to były bajki, ale mnie motywował do pracy. Szkoda, że wtedy nie było internetu, portali społecznościowych itd., bo pokazałbym swoje rekordy. A tak mogę tylko o nich opowiedzieć. Otóż potrafiłem zrobić 500 skłonów brzucha, 170 pełnych pompek, 27 podciągnięć na drążku i 33 na poręczach. Myślę, że to całkiem fajne wyniki.
Jakie miał Pan osiągnięcia sportowe w karate i kickboxingu?
Od końcówki lat 70 zdawałem egzaminy na kolejne kolorowe pasy, a w 1983 roku wziąłem udział w X Mistrzostwach Polski karate kyokushinkai. Wówczas też wygrałem Turniej Karate z okazji 38 rocznicy Wyzwolenia Pasłęka. Startowałem w Ogólnopolskich Turniejach Kickboxingu, zajmując medalowe miejsca. W 1988 roku na zawodach strefowych w Gdańsku zająłem 3 miejsce i zostałem powołany do Kadry Polski. Z kolegami wygraliśmy na Ogólnopolskiej Gali Mistrzów w 1989 roku. Na przełomie wieków, mając prawie 40 lat zdobyłem Puchar Polski w formach twardych przy muzyce (nunchako) i wywalczyłem srebro podczas Mistrzostw Polski w tej konkurencki. Zwyciężyłem także w MP All Style Karate. Walczyłem także w turniejach, m.in. w Węgrowie zmierzyłem się z Belgiem w semi contact. Zresztą zawsze bliższe mi były formuły na macie.
Od lat pracuje Pan jako trener i sędzia. Wspominał Pan, że dzięki kickboxingowi poznał Pan cały świat, spotkał wielu ludzi.
Nie liczę krajów, które odwiedziłem w Europie, a byłem też w takich państwach jak Chiny czy Trynidad i Tobago. Policzyłem, że jako sędzia pracowałem w ponad 500 turniejach różnej rangi, w tym 71 międzynarodowych. Aż 22 razy byłem szefem sędziów na planszy oraz 10-krotnie obserwatorem. Sędziowałem podczas m.in. World Combat Games w Pekinie w 2010 roku. Byłem szefem sędziów tatami podczas Europejskich Igrzysk Akademickich w Zagrzebiu. W moim dorobku jest 17 turniejów rangi Pucharu Świata, 14 Mistrzostw Europy i 12 Mistrzostw Świata. Do wszystkiego doszedłem ciężką pracą, trzeba było też inwestować własne środki finansowe, ale jak to w życiu jeśli nie inwestuje się we własny rozwój, to nie ma sukcesów.
Jak w każdej dziedzinie są etapy rozwoju, tzw. gradacja w drodze sędziowskiej na szczyt. Mnie się udało to przejść, została jeszcze światowa komisja i funkcja szefa szefów sędziów, ale takich aspiracji nie mam.
Kickboxing i karate w Pasłęku dla wielu kibiców kojarzą się z kilkoma nazwiskami: Ryszarda Zawistowskiego, Janusza Wielgosza, Krzysztofa Kacperskiego, Andrzeja Sadowskiego.
Cieszę się, że w pewnym momencie zebrała się grupa ludzi, która aktywnie działając przez kilkadziesiąt lat z następnymi pokoleniami zbudowała dobre imię Polonii Pasłęk. Wszystkich nazwisk zawodniczek i zawodników nie sposób, wymienić, zapełnilibyśmy cały artykuł, ale wspomnę o takich osobach, jak Żaneta Cieśla (Kruk), Sandra i Cezary Kruk, Maciej Kacperski, Krzysztof Kosyk, Łukasz Suski, Beata Kulwicka, Piotr Mojski, Stefan Wasiuk, Albert Gawrysiuk, Jan Cepa, Piotr Wąsik, Mirosław Dziesiński, Krzysztof Grzyb, Jacek Grzyb, Zuzanna Bała i wielu, wielu innych. W małym Pasłęku była moda na kickboxing, dziś jest mniej trenujących, ale wierzę, że wraca na moda na wszystko i tak samo będzie z naszym sportem.
W okresie 1996-2006 kiedy byłem instruktorem w pasłęckiej sekcji kickboxingu, zawodnicy zdobyli 260 miejsc medalowych. w tym mnóstwo medali Mistrzostw Polski, ale też Mistrzostw Świata i Europy oraz Pucharu Świata. Nasze sukcesy doceniane były w plebiscytach sportowych Powiatu Elbląskiego i Ziemi Elbląskiej. To było miłe, że widziano efekty naszej pracy i przyznawano nam odznaczenia państwowe, ministerialne, a także związkowe, jak np. Heros dla najlepszego sędziego.
Jak układa się pańska współpraca z prezesem Polskiego Związku Kickboxingu Piotrem Siegoczyńskim?
Jestem pod wrażeniem pracowitości, pasji, energii, chęci Piotra Siegoczyńskiego. Podam przykład z czasu pandemii koronawirusa – u nas dzięki PZKB udało się sprawnie i bezpiecznie przeprowadzić wszystkie turnieje o Mistrzostwo Polski, odbywały się gale zawodowe itd. Tymczasem dostaję sygnały od zagranicznych kolegów, że u nich nic się nie dzieje albo bardzo niewiele. I są pod wrażeniem, że w Polsce udało się tak sprawnie działać mimo Covid-19. Nic dziwnego, że Piotr Siegoczyński i PZKB pochwaliła też federacja WAKO.
Wracając do Pana doświadczeń życiowych i rozlicznych wyjazdów. Kogo udało się spotkać czy nawet poznać dzięki kickboxingowi?
Słynnych zagranicznych byłych sportowców i aktorów – legendy sportów walki były mnóstwo, że wspomnę: Don „The Dragon” Wilson, Jet Li, Jackie Chan, Bill „superfoot” Wallace, Fedor Emelianenko, Ernesto Hoost, Semmy Schilt, Paulo Zorello, Dominique Valera, Mike Anderson, Peter "Sugarfoot" Cunningham. Spotkałem na swej drodze również wiele osób znanych i popularnych, dziennikarzy, aktorów, piosenkarzy, sportowców. Co innego widzieć ich na szklanym aktorze, a co innego móc porozmawiać, uścisnąć dłoń.
Na koniec, najbardziej pamiętne wydarzenia z kariery sędziowskiej?
Kiedyś na gali Grand Champions miałem sędziować walkę pomiędzy bardzo dobrymi zawodnikami z Włoch i Węgier. Pewien wysoko postawiony działacz WAKO przybiegł zdenerwowany z pytaniem: dlaczego sędziować będzie Polak? Przyznam, że pot mie oblał, nie wiedziałem jak zareagować, ale obaj trenerzy zgodnie odpowiedzieli, że wybrano mnie, bo mają do mnie zaufanie i wiedzą, że sprawiedliwie będę sędziował ciężki do oceniania pojedynek.
Inna historia była taka, otóż nie było chętnego do sędziowania niezwykle ważnej walki. Szefem planszy była Szwajcarka, która miała kłopot. Pospieszyłem jej z pomocą i zgłosiłem się do tego pojedynku. Po walce zewsząd słyszałem pochlebne opinie – zakończył Ryszard Zawistowski, który od 36 lat pracuje w Ośrodku Szkolenia i Wychowania OHP w Pasłęku.