MŚ w Budapeszcie: Polacy potęgą w kickboxingu (podsumowanie, cz. 3)
Podczas Mistrzostw Świata w Budapeszcie, rozgrywanych we wszystkich formułach kickboxingu, po swoje 1 złote medale w karierze sięgnęli m.in. Adam Gielata -71kg (Puncher Wrocław) i Maksymilian Bratkowicz -86kg (Gym Fight Wrocław) w K-1 Rules, Łukasz Wichowski -84kg (KS X Fight Piaseczno) w light contact oraz Karolina Dziedzic-Gruszowska -70kg (UKS Diament Pstrągowa) w full contact. Łącznie Polacy zdobyli 12 złotych krążków w węgierskiej stolicy. Wszyscy po sukcesie dziękowali swym trenerom w kadrze i klubie, a także rodzinom i przyjaciołom. Dziś 3 część podsumowania występu Biało-Czerwonych.
Łukasz Wichowski
- W trakcie przygotowań zawsze są jakieś odstępstwa od pierwotnego planu, ale nie mam na co narzekać. Co prawda nie udało mi się pojechać na wszystkie obozy w ciągu tego roku, lecz wakacje przepracowałem bardzo mocno, zarówno sam, jak i na obozie z kadrą Poland Full Contact Team. Bardzo pomogły mi też przygotowania do gal DSF Kickboxing Challenge, które wymusiły ogromne skupienie na treningach.
- Decydującą walką był mój pierwszy pojedynek w Budapeszcie, w którym zmierzyłem się z Austriakiem. Walka miała bardzo dramatyczny przebieg i do ostatnich sekund nie było wiadomo, kto zwycięży.
- Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, czy MŚ we wszystkich formułach w jednym miejscu to dobry pomysł. Z jednej strony jest to dużo większe wyzwanie logistyczne i organizacyjne, zarówno dla gospodarzy mistrzostw, jak i dla Polskiego Związku Kickboxingu. Wiele jest osób, które konkurują jednocześnie w formułach planszowych i ringowych. Dla nich szansa na start w dwóch formułach na MŚ została akurat ograniczona. Natomiast zintegrowanie środowisk wszystkich formuł uważam za bardzo fajne doświadczenie.
Karolina Dziedzic-Gruszowska
- Przygotowania do Mistrzostw Świata szły zgodnie z planem, ale oczywiście nie cały czas było kolorowo... Momentów kryzysowych było wiele, jednym z najgorszych było lekkie wstrząśnienie mózgu, którego doznałam podczas walk sparingowych. Wtedy miałam moment zwątpienia czy w ogóle wystartuję w turnieju mistrzowskim, lecz na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
- Jedną z faworytek była Norweżka, z którą walczę już od kilku lat. W tamtym roku na Pucharze Świata zostałam skrzywdzona werdyktem przez sędziów. Walka finałowa tych Mistrzostw Świata kosztowała mnie bardzo dużo wysiłku fizycznego, ale jeszcze więcej psychicznego. To najlepsze uczucie w życiu, gdzie po kilku latach pojedynków z tą zawodniczką moja ręka powędrowała do góry i to w finale MŚ.
- Mistrzostwa globu we wszystkich formułach to bardzo dobry pomysł, ponieważ pomimo podziału na formuły jakie występują w kickboxingu, podczas tych zawodów kickboxerzy pokazali, że jesteśmy jedną wielką sportową rodziną.
Organizacja była na bardzo wysokim poziomie.
Adam Gielata
- Wszystko przebiegało pomyślnie i jak zwykle kosztowało to wiele pracy. Po moim sukcesie mogę powiedzieć, że ta praca była zaplanowana i przeprowadzona po mistrzowsku. Jeśli chodzi o jakieś kryzysowe momenty, to na pewno największy problem dotyczył strony finansowej, zwłaszcza w sporcie nieolimpijskim.
- By zwyciężyć w całym turnieju musiałem pokonać pięciu przeciwników, a zarazem mistrzów swoich krajów w chyba najbardziej obsadzonej kategorii wagowej na mistrzostwach. Nie słyszałem by w jakiejś innej było 25 fighterów. Na pewno dobrym wejściem w zawody było pokonanie faworyta kategorii zawodnika z Izraela, uznaną markę na światowym rynku kickboxingu. Bardzo ważny i decydujący finał z Bułgarem z uwagi na to, że finał to zawsze inny stan umysłu, jak i to, że przeciwnik był z najwyższej półki.
- Nie mam na ten temat wyrobionego zdania, czy organizowanie zawodów dla wszystkich formuł to dobry pomysł. Ja skupiam się na sobie i mojej formule. Uważam, że reguły na jakich odbywa się pojedynek są najbardziej zbliżone do realnego starcia, a mi właśnie o to chodziło i zawsze będę dumny z tego, iż jestem z kadry K-1.
Maksymilian Bratkowicz
- Przygotowania przebiegły pomyślnie od pierwszego do ostatniego dnia, nie licząc drobnych mikrourazów oraz przeziębień. Kryzys zawsze nachodzi przy mocniejszym obciążeniu treningowym, aczkolwiek nasza klubowa dewiza tutaj sprawdza się w 100 proc. - "Twardzi jak stal. Nie ma że boli, wszystko przezwyciężamy".
- Dla mnie walką przełomową była pierwsza konfrontacja z Bułgarem w 1/8 finału. Była ona bardzo wyrównana i obfitowała w dużo emocji. Koniec końców udało mi się ją wygrać dzięki determinacji oraz charakterowi.
- W tym roku robię już sobie przerwę od startów, stoczyłem 13 walk, w tym 3 zawodowe. Muszę odetchnąć, złapać świeżość bo przyszły rok będzie jeszcze mocniejszy.