W cyklu "Kobiety w Kickboxingu" rozmawiamy dziś z Agnieszką Turchan, trenerką klubu Beskid Dragon Bielsko-Biała i reprezentacji Polski kadetów w formule light contact. Członki Zarządu Polskiego Związku Kickboxingu i przewodnicząca wydziału ds. sportu dzieci i młodzieży. Jej hobby to wspinaczka, a na urodziny czasem dostaje... liny i uprząż do wspinania.
Od wielu lat pracuje Pani z kickboxerami na Pogórzu Śląskim, ale przygoda ze sportami walki, o czym pewnie wie niewiele osób, zaczęła się w innej części kraju.
W szkole średniej, do której w latach 80-tych uczęszczałam w Olsztynie, trenowałam karate kyokushinkai. Marzyłam o sportach walki od czasów podstawówki, ale rodzice byli przeciwni. Mówili, że dziewczyna nie powinna zajmować się takim brutalnym sportem, ale upór pomógł w osiągnięciu celu. Podczas treningach nasz sensei zaczął współpracę z trenerem boksu, zaczęłam także stawiać pierwsze kroki w kickboxingu. Potem była przerwa na założenie rodziny i urodzenie dzieci, jednak wiedziałam, że wrócę do sportu. Na poważnie przygoda z kickboxingiem zaczęła się od kurs ogólnego instruktora sportu, później był specjalistyczny w 2006 roku w Zielonej Górze. Kickboxing, a szczególnie formy ringowe, były blisko karate, które ćwiczyłam i to mnie wciągnęło na maksa.
W przyszłym roku Beskid Dragon będzie obchodził piękny jubileusz 25-lecia.
Nasz klub istnieje od 1994 roku, a stowarzyszeniem jesteśmy od ponad 15 lat. Mąż najpierw sam prowadził treningi 2 razy w tygodniu po swojej pracy zawodami, a od 1997 roku wraz ze swymi podopiecznymi jeździmy na zawody krajowe i międzynarodowe. Dołączyłam do klubu Beskid Dragon jeszcze przed 2006 rokiem jako "wsparcie", a po kursie muay thai prowadzę swoją grupę i jestem II trenerem w klubie. Jego siedziba mieści się w dawnej Policealnej Szkoły Detektywów i Pracowników Ochrony. Mąż prowadził w niej zajęcia z samoobrony i technik interwencyjnych, a ja też czasem prowadziłam treningi i zajmowałam się organizacją biura.
Najbardziej utytułowaną zawodniczką w historii klubu jest Marta Waliczek.
Zaczynała karierę od karate, potem ćwiczyła ju-jitsu, a następnie na prawie 10 lat trafiła do nas do kickboxingu. Jest 4-krotną mistrzynią świata, a tytuły zdobywała m.in. w 2013 roku w Turcji w wersji kick light i dwa lata później na Słowenii w formule low kick - obydwa w kategorii wagowej -60kg.
Bardzo liczyła na występ w ubiegłorocznych prestiżowych zawodach The World Games we Wrocławiu. Niestety podczas Mistrzostw Europy, będących kwalifikacjami do tego turnieju, została skrzywdzona i odebrano jej zwycięstwo w walce z rywalką z Ukrainy. Kulisy tego zdarzanie są bardzo ciekawe, otóż werdykt 2:1 dla Marty zmieniono po walce, ale nikogo z polskiej reprezentacji o tym nie powiadomiono. Waliczek bardzo przeżywała tę sytuację. Co prawda jeszcze w marcu 2017 roku pojechała na Mistrzostwa Polski K-1, ale już wtedy powiedziała, że chce odejść do MMA. Nie mogliśmy jej zatrzymać, taka była decyzja zawodniczki, która chciała iść za głosem serca. Tymczasem 3 tygodni później dostałam wiadomość, że Polska jako gospodarz dostała dodatkowe miejsce i Marta Waliczek może wziąć udział w The World Games. Zdobyła złoty medal i tym sukcesem zamknęła piękną karierę w kickboxingu.
Następców w Bielsku-Białej nie brakuje, a najmłodsi i najlepsi z nich już wkrótce wystąpią w Mistrzostwach Świata Kadetów i Juniorów we włoskim Lido di Jesolo.
Do Italii jedzie czworo naszych zawodników, za których trzymamy kciuki. Troje wystąpi na planszy, a jedna osoba w ringu w wersji full contact. Liczymy na dobre występy całej grupki, a kto ma największe szanse? Myślę, że liczyć się powinien kadet starszy z kategorii -52kg Patryk Bodzek, który będzie rywalizował w formułach light contact i kick light.
W ogóle w naszym klubie trenują dzieci, młodzież i dorośli od 6 roku życia. Główną uwagę skupiamy na przygotowaniach do startów form planszowych, ale nie zapominamy o ringówce.
Jest pani trenerem i sędzią. Jak połączyć te funkcje, jak rozwijać się w obu "profesjach"?
Staram się jako sędzia uczestniczyć w specjalistycznych kursach, ostatnio byłam w Mariborze na takim właśnie kursie doszkalającym WAKO. Jeżdżę i sędziuję zawody krajowe, ale też Slovak Open czy Czech Open. Jako przewodnicząca wydziału ds. sportu dzieci i młodzieży jestem w stałym kontakcie z szefem sędziów, na bieżąco uaktualniamy przepisy, to bardzo dobra współpraca. W Polsce sędziowałam mistrzostwa kraju ringowe, planszowe i oriental rules. Mam nadzieję, że doczekam się debiutu w MŚ czy ME. W imprezach młodzieżowych pracuję jako trener, więc nie wchodzi w grę jednoczesne sędziowanie takich imprez jak zbliżające się MŚ we Włoszech.
Lubi pani sędziować zawodnikom z najwyższych kategorii czy z tych najniższych?
Najłatwiej prowadzi się walki dużych panów. Te pojedynki są bardzo przejrzyste czy inaczej mówiąc - konkretne. Nie ma biegania za nimi. U tych lżejszych walki są dynamiczniejsze, też się fajnie sędziuje, choć dzieje się dużo więcej. Na początku pamiętam, że zawodnicy nie chcieli słuchać kobiet-sędziów, lecz to się zmienia. W międzynarodowych zawodach jest dużo sędziujących pań na ringu i na macie, a kickbokserzy podchodzą do swych zadań bardzo profesjonalnie. Czasem górę biorą emocje, co normalne, ale nie ma żadnych uprzedzeń do kobiet pełniących tę funkcję.
Na pewno plansza jest bardziej wymagająca od ringu w sędziowaniu. Jest więcej elementów, na które trzeba zwrócić uwagę i przypilnować, jak np. wyjście za matę, czy było całą stopą czy częścią, czy to wynikało z walki czy z niechęci do jej kontynuowania itd.
Czym zajmuje się pani w wolnych chwilach, choć o te zapewne trudno.
Odskocznią dla mnie jest wspinaczka na sztucznej ścianie w Bielsku-Białej albo na skałkach w naszym regionie. Zaczęłam tuż przed 40 rokiem życia, ale to też pokazuje, że można zaczynać nowe pasje w każdym wieku, trzeba tylko chcieć. Zdarza się, że na urodziny nie dostaję kosmetyków, biżuterii tylko... liny i uprząż do wspinania. Nudziłabym się w siłowni, dlatego wolę adrenalinę w postaci wspinania. A że jestem niepoprawną optymistką, to cieszy mnie każde małe zwycięstwo we wspinaniu, tzn. pokonanie trasy inną, trudniejszą ścieżką itp. Po czymś takim jestem naładowaną pozytywną energią.
Kontuzjowany wcześniej bark nie przeszkadza w realizowaniu sportowych planów?
Operację miałam w środę 3 lipca, a w poniedziałek 8 lipca już byłam w klubie i prowadziłam zajęcia. Na dziś bark jest "naprawiony". Na pewno wspinanie przyczyniło się do problemów, ale też tarczowanie z dużymi, zazwyczaj praworęcznymi zawodnikami. Dużą kobietą nie jestem, do tego leworęczną, dlatego moja prawa, słabsza ręka odczuła setki czy tysiące ciosów.