Rodzice pochodzą z okolic Rzeszowa i Nowego Sącza, czyli z regionu, gdzie kickboxing należy do bardzo mocnych dyscyplin, ale pani urodziła się już po przeprowadzce mamy i taty do Wiednia. Byliście sportową polską rodziną na austriackiej ziemi?
Tata pochodzi z okolic Nowego Sącza, mama z okolic Rzeszowa, a dom rodziców znajduje się w Żywcu. Pamiętam, że jako dziecko każdy weekend spędzaliśmy jednak w Polsce. Na co dzień moi najbliżsi mieszkają w stolicy Austrii. Wcześniej mieszkając w Polsce nie byli kompletnie związani ze sportem, ale to nie oznacza, że jako rodzina byliśmy całkowicie nieaktywni sportowo. Uprawiałam wszystkie możliwe dyscypliny, a zanim trafiłam do kickboxingu, trenowałam przez 10 lat jazdę figurowa na lodzie i jako dziecko chodziłam przez jakiś czas na balet i tańczyłam. Jako solistka ćwiczyłem 1-2 razy w tygodniu, ale nie uczestniczyłam w żadnych zawodach. Po prostu w tamtych czasach nauka nie pozwalała mi trenować codziennie, dlatego nie było mowy o wyczynowym łyżwiarstwie.
Kiedy zatem pojawił się kickboxing, w którym jest pani niezwykle utytułowaną zawodniczką, mimo bardzo młodego wieku.
Pierwszą styczność z kickboxingiem miałam w wieku 16 lat w szkole. Mieliśmy coś takiego jak "Tydzień Sportowy" podczas którego można było sobie wybrać sporty z różnych dziedzin. Zdecydowałam się na sztuki walki i tak trafiłam na kickboxing. Po jakimś czasie wyszukałam sobie klub w Wiedniu, udałam się na trening próbny i tak mi się spodobało, że zostałam. Każdego dnia pojawiałam się na zajęciach, nie chciałam opuszczać treningów. Mojego chłopaka, Michaela Lamperta, poznałam pół roku później na zgrupowaniu w austriackim Tyrolu.
Od czterech lat mieszka pani w Liechtensteinie, gdzie Michael Lampert jest zawodnikiem i trenerem. Zresztą razem prowadziliście kadrę tego kraju podczas kadeckich i juniorskich turniejów rangi mistrzowskiej. Dzieli pani czas między Austrię i Liechtenstein, nie zapominając oczywiście o Polsce?
Liechtenstein jest bardzo małym królestwem, zamieszkiwanym przez 37 tysięcy ludzi. Ogólnie standard życia jest tutaj bardzo wysoki, zarobi też, ale codzienne życie równie drogie. Studia kontynuuję w Austrii, a jest to kierunek nauka o sporcie w austriackim Innsbrucku. Mimo znacznej odległości, dojeżdżam codziennie samochodem z Liechtensteinu. Wcześniej studiowałam prawo. Rodzice są dalej w Wiedniu, a ja staram się co kilka tygodni ich odwiedzać.
Którzy trenerzy mieli i mają wpływ na to, jaką dziś wspaniałą kickboxerką jest Paulina Jarzmik?
W kickboxingu pierwszym szkoleniowcem był Levente Bertalan, wielokrotny mistrz świata i Europy. Spotkałam go we wspomnianym wiedeńskim klubie Team Tae-Kibo. Miałam wtedy szczęście, że trafiłam właśnie do Bertalana i najlepszego klubu w Austrii. Od początku mogłam uczyć się od najlepszych na wysokim poziomie. W Polsce podczas obozów i zgrupowań ćwiczyłam z innym bardzo dobrym szkoleniowcem, wielce utytułowanym zawodnikiem, a obecnie prezesem Polskiego Związku Kickboxingu Piotrem Siegoczyńskim.
Czy od razu trafiła pani do formuł planszowych, czy początki były zupełnie inne?
Najpierw zaczęłam trenować pointfighting i light contact, lecz więcej tę pierwszą formułą, czyli dawny semi contact, w którym wielkie sukcesy odnosił m.in. Piotr Siegoczyński. Dzięki pointfightingowi mnóstwo dowiedziałam się i nauczyłam o poruszaniu, dystansie, zwodach, szybkości itd. Przez cały czas trenowałam obydwie formuły i w nich też zaczęłam startować. Dużo osób przekonywał, aby wybrała i postawiła na jedną wersję, bowiem chcą być mistrzem, trzeba zdecydować się tylko na jedną i porządnie ją trenować. Tymczasem ja byłam innego zdania i postawiłam na swoim. Uważałam, że można być dobrym w kilku formułach i do tego stopniowo dążyłam.
Jakie były pierwsze doświadczenia w zawodach międzynarodowych w obu formułach?
Po półtora roku treningów, w wieku 18 lat, w roku 2012 pierwszy i ostatni raz wystąpiłam w Mistrzostwach świata Juniorek w light contact i pointfightingu w tej samej wadze -60kg. Były to bardzo mocne i dobrze obsadzone kategorie, ale pojechałam z myślą jedynie o wygranej. Wiedziałam, że będzie ciężko, nastawiałam się na trudną rywalizację, ale nigdy nie wątpiłam w swoje umiejętności i możliwości. Byłam bardzo zmotywowana na walki. Po bardzo fizycznie i psychicznie wyczerpującym tygodniu pełnym pojedynków, na zakończenie imprezy dotarłam do dwóch finałów. W light contact zdobyłam złoty medal, a w pointfightingy srebrny.
Później trenerem został pani partner życiowy reprezentant Liechtensteinu Michael Lampert.
Niecały rok po wspomnianych zawodach, wkrótce po maturze przeprowadziłam się do Liechtensteinu. Od tego momentu Michael był moim trenerem i partnerem treningowym. Wspólnie planowaliśmy treningi, oglądaliśmy miliony walk, które na bieżąco analizowaliśmy. I tak dzień w dzień dążyliśmy do tego, żeby być lepszymi sportowcami. I oczywiście jestem do niego najbardziej przywiązana, bo razem bardzo dużo przeżyliśmy i osiągnęliśmy. Ponadto zawsze dostawałam wsparcie, jak mówiłam, od Piotra Siegoczyńskiego oraz od Doroty Godziny. Wspierali mnie na każdych zawodach i także podczas moich pobytów w Polsce, kiedy trenowałam z kadrą lub KS X Fight Piaseczno.
Jest pani 5-krotną Mistrzynią Świata oraz 3-krotną Mistrzynią Europy. Czy udało się pani policzyć wszystkie swoje medale, we wszystkich formułach, kategoriach wiekowych i wagowych?
W sumie wywalczyłam dotychczas 144 medali, oprócz wymienionych z Mistrzostw Świata i Europy, wygrałam między innymi 33-krotnie zawody o Puchar Świata. Ciężko wybrać ten jeden, jedyny i wyjątkowy medal z tej kolekcji. Na każdy z krążków czy pucharów ciężko sobie zapracowałam i ma swoją historię. Ale myślę, że złoty medal z Mistrzostw Świata w 2015 roku w irlandzkim Dublinie ma dla mnie bardzo duże znaczenie. Były to moje pierwsze MŚ w gronie seniorów, a w finale pokonałam Włoszkę Nicole Peronę, która od lat była niepokonana. Medal ma dla mnie wtedy specjalne znaczenie, jeśli toczę walki z dobrymi i mocnymi przeciwniczkami i je pokonuję.
Niestety ze względów zdrowotnych nie mogłam pojechać na Mistrzostwa Europy, które odbywały się w słowackiej Bratysławie i słoweńskim Mariborze.
Odnosi pani wielkie sukcesy w pointfightngu, light contact i kick light. Czy któraś z tych formuł ma pierwszeństwo? Bo zapewne wielokrotnie musiała pani wybierać, w której wystartuje.
Chyba nigdy nie było takiej sytuacji, że nie mogłam wystąpić w minimum dwóch formulach. Bywało już tak, że startowałam jednocześnie aż w czterech formułach na tych samych zawodach. Zazwyczaj startuję w dwóch kategoriach -60kg i dodatkowo -65kg. W zeszłym roku znalazłam się na pierwszym miejsce w rankingu światowym w light contact w wagach -60kg i -65kg oraz w kick light w tych samych kategoriach.
Rywalizowała pani także w innych wersjach, na przykład ringowych K1 Rules czy full contact?
Ponieważ zawsze szukam nowych wyzwań, w roku 2017 postanowiłam sobie wypróbować nowej dyscypliny i na Pucharze Świata Austrian Classics w Innsbrucku po raz pierwszy wystartowałam w K1 Rules w wadze -60kg. Po trzech ciężkich walkach wygrałam zawody i bardzo się z tego cieszyłam. W następnym sezonie zwyciężyłam w tej formule również w Holandii na Dutch Open, a na Austrian Classics zdobyłam srebro.