Fundacja Mistrzom Sportu
Masters
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza

GŁÓWNI PARTNERZY

Quanta cars
Fight Time
Gorący potok
VOYTEX
OCTAGON - polska marka sportowa

PARTNERZY

”Mistrzowie Polskiego Związku Kickboxingu” - Tomasz Makowski, 9-krotny Zawodowy Mistrz Świata

27.03.2019
”Mistrzowie Polskiego Związku Kickboxingu” - Tomasz Makowski, 9-krotny Zawodowy Mistrz Świata
”Mistrzowie Polskiego Związku Kickboxingu” - Tomasz Makowski, 9-krotny Zawodowy Mistrz Świata

Redakcja: W dzisiejszym odcinku spotkanie z człowiekiem-orkiestrą – 39-letnim Tomaszem „Maku” Makowskim, znakomitym zawodnikiem, ale też trenerem i organizatorem gal „Makowski Fighting Championship” pod egidą Polskiego Związku Kickboxingu. Głównym terenem „działania” jest zachodnia część kraju.


Tomasz Makowski: Pochodzą z Nowego Miasteczka, ok. 35 km od Zielonej Góry, w rodzinnej miejscowości prowadzę sekcję kickboxingu, zaś gale organizuję głównie w Nowej Soli i Zielonej Górze. Jestem mocno związany z województwem lubuskim i tą częścią Polski, choć jako zawodnik walczyłem w całym kraju i wielu państwach na kilku kontynentach. Wszystko zaczęło się od karate kyokushin, a podczas jednych z okręgowych zawodów dostrzegł i zainteresował się mną znany i ceniony trener Tadeusz Duda. Wygrałem wówczas z jego podopiecznym Tomaszem Antropikiem. W ogóle przygodę ze sportami walki zacząłem w połowie lat 90, mając 14-15 lat. Dojeżdżałem na treningi do Nowej Soli i Zielonej Góry. To wymagało mnóstwo chęci i samozaparcia, droga do sukcesów okazała się pełna wyrzeczeń, ale było warto. Jeśli chodzi o Tadeusza Dudę, sporo czasu pracowałem pod jego okiem, zresztą do tej pory spotykamy się i konsultujemy w różnych sprawach szkoleniowych.

Na kim się pan wzorował będąc nastoletnim kickboxerem?

Przede wszystkim na ikonie i legendzie naszego sportu Marku Piotrowskim. Kiedy zaczynałem rywalizację w full contact, wzorowałem się na kolejnym wielkim wojowniku Mariuszu Cieślińskim. Pamiętam, że w debiucie już jako pełnoletni zawodnik walczyłem z 8 lat starszym od siebie Mariuszem (rocznik 1972). To było jak rzucenie na głębszą wodę, ale wytrwałem i przewalczyłem z nim cały dystans, a to był wówczas kickboxer nr 1 o klasie światowej. Zawsze podejmowałem wyzwania i biłem się z najlepszymi na świecie, nigdy nie odpuszczałem. Specjalizowałem się w formułach full contact, low kick, K-1 Rules, muay thai. Bardzo chciałem walczyć w K-1, zależało mi na twardych wersjach rywalizacji, dlatego dość szybko zacząłem starty zawodowe.

Wracając do tzw. amatorskiego kickboxingu – z kim toczył pan najtrudniejsze boje?

Zdecydowanie najgroźniejszymi rywalami byli wspomniany Mariusz Cieśliński i mój rówieśnik Damian Ławniczak. Z biegiem czasu zmienialiśmy kategorie wagowe, formuły, ale ciągle gdzieś nasze drogi się spotykały. Zawodników o wysokich umiejętnościach było wielu, ale zdarzało się tak, iż pojawiali się na jeden-dwa sezony, a potem znikali.

Co zalicza pan do swoich największych sukcesów?

W dorobku mam 9 tytułów Mistrza Świata Muay Thai WKA, WMF, IMC i K-1 WKN. Zdobywałem i broniłem pasów różnych federacji. I wciąż wierzę, że na tym jeszcze nie koniec. Teraz co prawda mam długą przerwę z powodu kontuzji, czeka mnie operacja prawego kolana, lecz mam nadzieję, że w tym roku stoczę jeszcze jedną walkę, a w następnym jeszcze raz, a może dwukrotnie wejdę do ringu. Miałem już zabieg lewego kolana, teraz w kolejce jest drugie, w którym są pozrywane więzadła i inne uszkodzenia. Nie mogę już dłużej zwlekać, bo to nic nie da.
Miło wspominam do innych sukcesów, jak wicemistrzostwo Europy muay thai w Hiszpanii (2007 rok) czy brązowego medalu Mistrzostw Świata full contact na Węgrzech w 2005 roku. Z kolei rok wcześniej w Czarnogórze sięgnąłem po srebro Mistrzostw Europy w full contact.

Zamierza pan zaprezentować się publiczności podczas jednej z kolejnych gal „Makowski Fighting Championship”?

Tak, myślę o występie podczas grudniowej gali w pobliskiej Nowej Soli. Wcześniej organizuję FMC 16 we wrześniu w Zielonej Górze, ale do tego czasu nie zdążę się odpowiednio przygotować. Poza tym bardzo dużo zajęć związanych z organizacją i przeprowadzeniem eventów i ciężko to pogodzić z własnymi treningami.

Bardzo dużo wziął pan na swoje barki – treningi, prowadzenie innych zawodników, wszelkie kwestie organizacyjne.

Jestem taką osobą, która ciągle potrzebuje nowych wyzwań, nie usiedzę w miejscu. W skąd się to wzięło? Walczyłem na całym świecie, podglądałem jak inni organizują gale i – co najważniejsze – nawiązywałem kontakty. Dziś mogę pochwalić się fajnymi imprezami z zawodnikami najwyższej klasy, którzy są gwarancją świetnych widowisk sportowych. Walczyła u mnie czołówka zawodników, że wspomnę tylko Rafała Petertila, Michała Tomczykowskiego, Marcina Parchetę, Mariusza Cieślińskiego, Piotra Kobylańskiego, Pawła Jędrzejczyka i wielu innych znakomitych kixkboxerów. Mnie bardzo zależy na wysokim poziomie sportowym, kibice nie mają prawa się nudzić.

Organizuje pan gale w zachodniej części kraju. To z racji bliskości Nowej Soli i Zielonej Góry, także rozpoznawalnego nazwiska?

Tutaj mam wszędzie blisko i wszystko poukładane. Mnie, jako zawodnikowi i trenerowi, ciężko byłoby jeździć po kilka razy kilkaset kilometrów w jedną stronę i uzgadniać warunki organizacji gali. Dlatego zdecydowałem się na te dwa dla mnie rodzinne miasta. Do tego współpracuję z Polskim Związkiem Kickboxingiem i galą są jeszcze lepsze pod każdym względem, jeszcze bardziej profesjonalne i przejrzyste. Mam na myśli na przykład pracę sędziów, do których pracy nie można mieć zastrzeżeń.

Jak długo znacie się z prezesem Związku Piotrem Siegoczyńskim?

Można powiedzieć, że od „zawsze”. Kiedyś występowaliśmy na tych samych zawodach, z tym, że Piotr w light contact, a ja w full contact. Jeździliśmy razem na Mistrzostwa i Puchary Świata. Zawodnikiem był kompletnym, jako pierwszy zdobywał dla Polski najważniejsze trofea, potem z powodzeniem pracował jako trener, a dziś spełnia się w roli prezesa. Widać, że daje z siebie wszystko, jeździ po kraju, spotyka się z ludźmi, pyta co jest im potrzebne, co chcieliby zmienić, udoskonalić. Dla mnie ważne, że w rozmowie potrafi przekonać, że ma konkretne argumenty. Wykonuje kawał dobrej roboty.

Walczył pan w całej Europie, Tajlandii czy Australii. Jakie miejsca wywarły na panu największe wrażenie?

Niewiele zabrakło, abym wystąpił też w Ameryce, bowiem w tym samym momencie federacja Glory podpisała kontrakt z Pawłem Jędrzejczykiem i ze mną. Niestety kontuzje zaczęły coraz mocniej dokuczać, posypałem się pod względem zdrowotnym i niestety musiałem zrezygnować. A co walk, które stoczyłem, chętnie wróciłbym w okolice Brisbane. Piękne miejsce na antypodach. Sporą część sportowego życia spędziłem w Tajlandii, bywały takie lata, że pół roku trenowałem w Azji, a drugie pół przebywałem w Polsce. Kiedy tam się wybieram, zabieram grupę zawodników i wspólnie ćwiczymy, do tego dochodzą zajęcia z miejscowymi. Wielkim zaszczytem było trenowanie pod okiem Nokweed Devy, dawnego rywala LeBanera. To bardzo pożyteczne wyprawy, do tego tzw. reset głowy, odpoczynek od codzienności.

Wracają do organizowanych przez pana gal – jakie pojedynki mogą zobaczyć kibice?

Stawiam na K-1, ale są też walki na dobrym poziomie w muay thai. Trenowali u mnie zawodnicy MMA, dlatego było też kilka pojedynków w tej formule. Ale głównie bazuję na kickboxingu, zawsze w karcie głównej jest 8-10 walk plus jeszcze kilka undercarodowych. Walki toczą jedna po drugiej, nie ma przerw, to się fajnie ogląda, a co już podkreślałem – decydujący jest wysoki poziom sportowych. Obiektywnie mówię, że chcę się oglądać od deski do deski, bo zawodnicy są fajnie dobrani. Bywało tak, że na jednej gali o mistrzostwo świata w 5-rundowych pojedynkach walczyli Parcheta, Jędrzejczyk, Tomczykowski i ja. Co do walk polski-polskich nie jestem przeciwnikiem, ale współpraca z zagranicznymi promotorami sprawia, że ściągam rywali z całego świata, aby uatrkacyjnić widowisko. Stąd obecność w Nowej Soli i Zielonej Górze kickboxerów z Japonii, Australii, czy Argentyny.

Prowadzi pan własne statystyki?

Nie, nie skupiam się na rekordach i cyfrach. Po prostu przygotowuję się do danej gali, walczę, potem regeneracja i schemat się powtarza. Tak było zawsze. Wspominając najtrudniejsze walki, kiedyś stoczyłem takową z bardzo dobrym przeciwnikiem z Argentyny. Do 4 rundy było w porządku i zaznaczałem przewagę, ale wtedy wyprowadził dwa precyzyjne low kicki na nogę zakroczną i z powodu kontuzji nie byłem w stanie dalej rywalizować.

Obecnie jako trener współpracuje pan m.in. z bokserem Michałem Chudeckim, który był sparingpartnerem Floyda Mayweathera, oraz z kickboxerką Emilią Czerwińską.

Lubię pracować z zawodniczkami i zawodnikami, którzy mają spore wymagania, bo ich celem są wielkie wyzwania sportowe. Salę wybudowałem koło domu w Nowym Miasteczku i tutaj przyjeżdżają przedstawiciele sztuk walki. Jedną z osób, które są bardzo niedoceniane, jest pochodzący ze Szprotawy Michał Szmajda. Walczył na dużych galach ze światową czołówką, za każdym razem dając z siebie wszystko. Na co dzień sporo czasu poświęcam najmłodszym, niedawno byliśmy na mistrzostwach Polski muay thai dzieci. Rosną następcy i to mnie cieszy. W kwestiach szkoleniowych od wielu lat działam razem z moim przyjacielem Darkiem Tomalą. Wspólnie jesteśmy w narożniku, gdy walczy nasz zawodnik.
WSPÓŁPRACA:
WAKO
WAKO EUROPE
Ministerstwo Sportu
Antydoping
Prawo Sportowe
Fundacja Mistrzom Sportu
SportAccord
IWGA
Fisu
Polski Komitet Olimpijski
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza Buka
Centralny Ośrodek Sportu
Copyright 2014 - 2024 Polski Związek Kickboxingu
Created by: KREATORMARKI.PL