Fundacja Mistrzom Sportu
Masters
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza

GŁÓWNI PARTNERZY

Quanta cars
Fight Time
Gorący potok
VOYTEX
OCTAGON - polska marka sportowa

PARTNERZY

"Mistrzowie Polskiego Związku Kickboxingu" - Mirosław Karwiński, były Mistrz Świata full contact

25.04.2019
"Mistrzowie Polskiego Związku Kickboxingu" - Mirosław Karwiński, były Mistrz Świata full contact
"Mistrzowie Polskiego Związku Kickboxingu" - Mirosław Karwiński, były Mistrz Świata full contact


Redakcja: Bohaterem dzisiejszego wywiadu jest najbardziej utytułowany sportowiec z Mławy, kickboxer odnoszący sukcesy w latach 90. Mirosław Karwiński. W miejscowej Mławiance grał w piłkę nożną Marek Jóźwiak, późniejszy zawodnik Legii Warszawa i reprezentacji Polski, ale...


Mirosław Karwiński: Marek Jóźwiak był wychowankiem Błękitnych Raciąż, który w połowie lat 80. - na dwa sezony - trafił do naszego klubu w Mławie. To było jeszcze zanim zaczęła się moja kariera kickboxerska. Zawsze interesował mnie boks, okazało się, że posiadam talent w rękach, ale nie miałem gdzie trenować pięściarstwa, bo w rodzinnym mieście nie było żadnej sekcji. Dlatego zdecydowałem się jeździć pociągiem do oddalonego o ok. 35 km Ciechanowa. Na sparingach wygrywałem z chłopakami, którzy dużo dłużej ode mnie zajmowali się boksem. W wakacje 1989 roku przeczytałem ogłoszenie o powstającej sekcji kickboxingu. Miałem już 17 lat, dość dużo jak na rozpoczęcie treningów, lecz było we mnie mnóstwo chęci, ambicji, determinacji i zaangażowania. Chciałem nadrabiać stracony czas, dlatego trenowałem i z grupą początkującą i z grupą zaawansowaną. W praktyce wyglądało to tak, że po pierwszym treningu mówiłem trenerowi, że chcę zostać i dalej ćwiczyć, tyle, że z dużo mocniejszymi. - Dasz radę? - słyszałem pytanie, a odpowiedź zawsze była twierdząca. Ćwiczyłem po 3-4 godziny po kilka razy w tygodniu, do tego dochodziły treningi z kolegami w piwnicy bloku, gdzie mieszkałem.

Po zaledwie trzech latach był już pan Mistrzem Polski Seniorów i brązowym medalistą Mistrzostw Europy w formule light contact w wadze -69kg.

W 1992 roku mój trener Zbigniew Trzeciak zorganizował nam wyjazd na 5-dniową konsultację pod okiem znanego trenera, późniejszego prezesa Polskiego Związku Kickboxingu Andrzeja Palacza. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będzie mnie obserwował szkoleniowiec wielu medalistów mistrzów świata i Europy. Pod koniec krótkiego zgrupowania trener Palacz podszedł do mnie i zaproponował pozostanie z kadrą narodową na jej obozie. To było dla mnie ogromne wyróżnienie i kolejna motywacja co ciężkiej pracy. Niedługo później pojechałem na swoje pierwsze Mistrzostwa Polski i zapewne dla wielu obserwatorów niespodziewanie zdobyłem seniorskie złoto wersji light contact, pokonując kilku rywali, m.in. Roberta Nowaka, z którym później się zaprzyjaźniłem. W juniorach w ogóle nie startowałem, a w debiucie doszedłem do finału, w którym moim rywalem był kolega klubowy, wywodzący się z taekwondo Dariusz Płoski. Byłem przekonany, że to on wygra, dlatego nie miałem wielkich nadziei, ale trener Palacz jakby przeczuwając moje nastawienie podszedł do mnie przed walką i powiedział: - wicemistrz Polski to nie to samo co mistrz Polski... Dał mi do zrozumienia, że mogę wygrać pojedynek. I tak się stało.
Kilka tygodni później rozgrywane były ME w bułgarskiej Warnie. Co prawda lista uczestników z naszej reprezentacji była już zamknięta, ale udało mi się znaleźć darczyńcę w osobie Zbigniewa Małolepszego i dzięki jego pomocy finansowej udałem się na pierwsze międzynarodowe zawody. Wywalczyłem swój pierwszy medal - brązowy, co było sporym osiągnięciem w bardzo silnej stawce rywali. Złote medale dla Polski zdobyli wtedy m.in. Agnieszka Rylik w light contact i Piotr Siegoczyński w semi contact. To właśnie wtedy poznałem obecnego prezesa PZKB. Miał znakomitą technikę, wręcza nią czarował, był już gwiazdą kickboxingu, a bułgarscy dziennikarze, m.in. telewizyjnie ciągle dopytywali o Piotra Siegoczyńskiego.
Zawody w Warnie zapamiętałem z jeszcze jednego powodu. W glorii zawodowego mistrza świata na turniej przyjechał Ukrainiec Witalij Kliczko, późniejszy zawodowy mistrz świata w boksie, a dziś mer Kijowa. Był wielkim faworytem, a tymczasem przegrał przez nokaut w pierwszej rundzie z rywalem z Anglii, który wykonał niesamowitą obrotówkę. To największa sensacja w historii kickboxingu.

Kolejne medale zdobywał pan w formule full contact i kategorii wagowej -67kg. W 1995 roku był to brąz MŚ w Kijowie, a w następnym sezonie brąz ME w Belgradzie.

Wracając do pierwszego medalu z turnieju mistrzowskiego, po powrocie z Bułgarii mój sponsor nagłośnił sprawę złych warunków treningowych medalisty ME. Władze miasta doceniły mój sukces i mogłem przenieść się z piwnicy do normalnej sali treningowej. Miałem już sporo walk w light contact, więc zdecydowałem się występy w full contact, bo tak naprawdę zawsze byłem zawodnikiem pełnokontaktowym. Kiedy trener Kuba Cuszlag określają moją osobę, powiedział, że prezentuję bardzo twardy styl walki.
W ukraińskiej stolicy przegrałem półfinał niejednogłośnie 1-2. Zostałem ukarany minus punktem, bowiem przeciwnik dostał ode mnie łokciem, ale to nie było celowe zagranie. Po prostu on wywodził się z muay thai i bez przerwy wchodził głową. Jeden z sędziów widział moje zwycięstwo w tym pojedynku, ale niestety innego zdania byli dwaj pozostali. W finale czekał Rosjanin, ale mnie nie było dane z nim rywalizować o złoto.
Na ME w 1996 roku do Serbii jechałem z przekonaniem, że wywalczę tytuł. Tymczasem w półfinale trafiłem na ormiański brylancik, wspaniałego zawodnika. Po walce mówił, że byłem jego najtrudniejszym przeciwnikiem, a miał ich wielu, bowiem ponadto zawodowo boksował w Stanach Zjednoczonych. Słowa miłe, ale przegrałem. Choć z drugiej strony wiedziałem, że gdyby pojedynek potrwał jeszcze rundę dłużej, albo dwie, to ja byłbym triumfatorem. Mnie pasowały długie walk. Ormianin z kolei przyznał, że na dłuższym dystansie już by mi nie dał rady. Ale muszę przyznać, że wygrał zasłużenie.

Zanim został pan Mistrzem Świata full contact, sięgnął pan po pas zawodowego mistrza interkontynentalnego. To była konkretna przygoda, ale krótka...

W Elblągu spotkałem się z podopiecznym słynnego trenera i założyciela Chakuriki Thoma Harincka - Holendrem Abdellahem Ouają. Walka muay thai na zasadach full contact była wspaniałym widowiskiem dla kibiców. Po ciężkim, 10-rundowym boju zwyciężyłem, a mój rywal był 2 razy na deskach. Walczył nieczysto, choć sędzia nie zauważał jego fauli łokciami. Dopiero dostrzegł gdy w wyskoku zaatakował łokciem. Wygrałem zdecydowanie tę wojnę ringową. Potem przez rok oczekiwałem na propozycje, aż trener Andrzej Palacz otwarcie powiedział, że nikt nie chce ze mną walczyć. Nie było sensu dłużej czekać.

W wieku 25 lat, w 1997 roku w Gdańsku, wywalczył pan upragnione Mistrzostwo Świata w full contact.

W mojej kategorii do 67kg zgłoszonych było najwięcej zawodników, 26 lub 27. W półfinale miałem świetnego Norwega, o którym wtedy powiedziałem, że jeśli ja zakończę karierę, to za 2 lata on zostanie Mistrzem Świata. I tak się stało. W finale mierzyłem się z osiłkiem z Gabonu i zwyciężyłem jednomyślnie. Po ogłoszeniu werdyktu bardzo się cieszyłem, spełniłem swoje marzenia. Kiedyś w rozmowie z Mariuszem Cieślińskim, który także zdobył złoto w Gdańsku, stwierdziliśmy, że po tytuł amatorski znacznie trudniej sięgnąć niż po pas zawodowy. Trzeba pokonać 4-5 kickboxerów, czasem wszyscy mający inny styl walki, więc nie można pozwolić sobie na jakąś chwilę słabości. Jako kadra Polski zajęliśmy pierwsze miejsce na świecie w full contact, wywalczając 4 złote medale, 4 srebrne i 3 brązowe. Na najwyższym stopniu podium stanęli także wspomniany, Mariusz Cieśliński oraz Gerard Zdziarski i Roman Bugaj. W historii polskiego kickboxingu nie było lepszej drużyny. Zwycięstwo z zespołem Rosji było dla nas niezmiernie ważne. Bardzo miło wspominam tych i innych polskich kickboxerów. Bardzo dobry kontakt, poza Robertem Nowakiem, Mariuszem Cieślińskim, Romkiem Bugajem, miałem z Agnieszką Rylik czy Iwoną Guzowską i Jarkiem Wronowskim. Wspaniałymi trenerami byli Andrzej Palacz, Jacek Drela i Ludwik Denderys.

Od wielu lat jest pan szkoleniowcem w Mławie w Fight&Fit. Wśród pana podopiecznych była m.in. mistrzyni świata juniorek Angelika Fijałkowska, która po tytuł sięgnęła w 2010 roku w Belgradzie.

Mława jest małym miastem, dlatego nastawiłem się na szkolenie juniorów. Angelika była znakomitą zawodniczką, wygrywała też Mistrzostwa Polski w full contact. W tej samej wadze miałem też inną utalentowaną kickboxerkę, bardzo dynamiczną Milenę Matygę. Kolejny bardzo dobry fighter to Krystian Bielski, dziś walczący w MMA i rozpoczynający występy dla federacji FEN. Byłem niedawno na jego gali i mimo że nie stałem w narożniku, dziękował, że mu pomagałem swoimi poradami.

Czy obecnie trenujący zawodnicy z Mławy walczą w mistrzostwach kraju?

Jak mówiłem, stawiam na szkolenie młodzieży, bowiem wchodząc w dorosłość wyjeżdżają do większych miast, podejmują studia i pracę zawodową. Niedawno w Mławie mieliśmy egzaminy PZKB na stopnie uczniowskie i jest szansa, że za jakiś czas niektórzy zaczną walczyć o krajowe trofea. Na pewno nie odejdę od kickboxingu, a co ciekawe pojawiają się nowe propozycje. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Cieszy, że kickboxing w strukturach PZKB bardzo prężnie się rozwija. Gdzieś tam ciągle są jakieś dziwne federacje, ale nawet sami trenerzy z tamtych grup nie zgadzają się na wspólne sparingi w obawie o swoich zawodników.

Jakie są zainteresowanie Mirosława Karwińskiego?

Bardzo lubię narty. Jeździmy do Austrii lub Włoch, aby nacieszyć się zimą. W domu dużo czytam książek, np. "Mistrz i Małgorzata". Jestem dość częstym gościem teatru muzycznego "Roma" w Warszawie.
WSPÓŁPRACA:
WAKO
WAKO EUROPE
Ministerstwo Sportu
Antydoping
Prawo Sportowe
Fundacja Mistrzom Sportu
SportAccord
IWGA
Fisu
Polski Komitet Olimpijski
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza Buka
Centralny Ośrodek Sportu
Copyright 2014 - 2024 Polski Związek Kickboxingu
Created by: KREATORMARKI.PL