Fundacja Mistrzom Sportu
Masters
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza

GŁÓWNI PARTNERZY

Quanta cars
Fight Time
Gorący potok
VOYTEX
OCTAGON - polska marka sportowa

PARTNERZY

"Kluby Polskiego Związku Kickboxingu” – Smok Toruń, trener główny Marek Marszał

17.05.2019
"Kluby Polskiego Związku Kickboxingu” – Smok Toruń, trener główny Marek Marszał
"Kluby Polskiego Związku Kickboxingu” – Smok Toruń, trener główny Marek Marszał

Redakcja: Rozpoczynamy cykl wywiadów, w których zaprezentowane zostaną kluby zrzeszone w Polskim Związku Kickboxingu (PZKB). Dzisiejszym rozmówcą jest wielokrotny brązowy medalista Mistrzostw Świata i Europy, założyciel i trener "Smoka" Toruń Marek Marszał. Najpierw był jednak "Dragon", czyli tak naprawdę nazwa pozostała bez zmian, bo to polski Smok.


Marek Marszał: Do kickboxingu trafiłem dość późno, dopiero po służbie wojskowej, a było to na początku lat 90. Miałem też 3-miesięczną przygodę z karate, ale nie podobało mi się podejście trenerów, jakoś tak sztywno to wszystko wyglądało, a sport ma sprawiać radość przede wszystkim. Nawet w szatni nie pozwalano mi choć trochę rozweselić towarzystwo, dlatego dałem sobie spokój. Wspomnę jeszcze, że zanim zająłem się sztukami walki jeździłem na gokartach w Zespole Szkół Samochodowych. Miałem bardzo dobre wyniki w juniorach w kategorii silników bez przeróbek. Z rywalizacji w motosporcie zrezygnowałem w wieku 16 lat, kiedy sporo podrosłem i zwyczajnie nie mieściłem się już w foteliku kierowcy.
W kickboxingu jednym z moich trenerów był Andrzej Parzęcki, a pierwszy start miałem w 1993 roku w Mistrzostwach Polski light contact w 1993 roku, w których zająłem 3 miejsce. To były też początki Dragona, którego tworzyłem m.in. z Andrzejem Maciusiewiczem. 15 lat temu zmieniłem nazwę na Smok, aby trochę odciąć się od przeszłości. Bo znów pewni ludzie wykruszyli się i ponownie wszystko miało być na moich barkach, a ja chciałem być trenerem, a nie ciągle od "wszystkiego".


Wróćmy do pańskiej kariery sportowej i pierwszego sukcesu jakim był brązowy medal Mistrzostw Świata w wersji light contact w wadze -84kg. Turniej odbył się w Dubrowniku na południu Chorwacji, a niewiele zabrakło aby pana w ogóle tam nie walczył...


W wieku 28 lat debiutowałem w mistrzowskiej imprezie międzynarodowej. Niestety zabrakło dla mnie miejsca w samolocie do Chorwacji, dlatego w trasę liczącą prawie 2 tysiące kilometrów udałem się prywatnym samochodem, marki bmw. To była "trójka", która na szczęście nie zawiodła, bo inaczej nie zdążyłbym na ceremonię ważenia. O pomoc poprosiłem kolegę, który pojechał ze mną jako drugi kierowca. Sam nie dałbym rady jechać non stop przez 20 godzin. Na szczęście cali i zdrowi dotarliśmy na czas do Dubrownika. Nic nie stało na przeszkodzie, aby mógł stać w szranki.


Potem jeszcze 2-krotnie stawał pan na najniższym stopniu podium Mistrzostw Świata w formule light contact - w 1999 roku we włoskim Caorle i w 2001 roku w słoweńskim Mariborze. Kolejnym sukcesem był brąz Mistrzostw Europy w 2000 roku we włoskim Jesolo, ale w wyższej kategorii wagowej -89kg. Dodam, że po ostatni brąz MŚ sięgnął pan ponownie w -84kg.


Za każdym razem przegrywałem półfinał wielkich zawodów międzynarodowych, lecz nie w każdej walce byłem słabszy sportowo. Moim zdaniem w przypadku przynajmniej dwóch z tych walk zadecydowała stronniczość sędziów. Rywale wcale nie byli lepsi, jednak decydowały inne względy... Mogą to potwierdzić trenerzy, którzy z narożnika widzieli moje występy jak Tomasz Skrzypek i Piotr Siegoczyński. Przypomnę, że w tamtych czasach zdarzało się, że jakaś federacja krajowa składała protesty, nie było ich wcale mało, i wyniki walk były zmieniane. Mnie był szczególnie żal kiedy jednym z kierowników maty był rodak, wyraźnie zostałem oszukany przez sędziów, a jednak rezultat został utrzymany na korzyść przeciwnika. Inni robili afery i na tym wygrywali, z nami tak nie było. Ale żeby nie było tak smutno, brązowe medale Mistrzostw Świata i Europy były dla mnie sukcesem i potwierdzeniem wysokiej klasy sportowej. Zawsze jechałem na MŚ lub ME z przekonaniem, że stać mnie na krążek i go zdobywałem. Jakoś tak głupio byłoby wracać do Polski bez medalu.


Skąd wspomniane "ruchy" wagowe, najpierw -84kg, potem -89kg i następnie powrót do niższej kategorii?


Warunki fizyczne nie były moją najmocniejszą stroną, bowiem mierzyłem 182 cm, a dziś pewnie mam 180-181 cm, człowiek z wiekiem trochę się "kurczy". Ale tak na marginesie w listopadzie skończę 50 lat, więc taki stary nie jestem. Mam w sobie mnóstwo chęci i ambicji do pracy. Wracając do pytania, może ze 3 razy w życiu walczyłem z mniejszymi od siebie. Niemal zawsze moimi rywalami byli zawodnicy wyżsi i ciężsi. Musiałem na nich znaleźć sposób i to się udawało, a jednym z atutów była praca na nogach. Świetnie się poruszałem i nie dawałem sie trafiać. Starałem się podglądać innych sportowców i co najlepsze wdrażać w swój kickboxing. Na wideo i na żywo oglądałem przedstawicieli taekwon-do czy boksu, np. słynnego amerykańskiego pięściarza Roya Jonesa Jr. Zresztą podczas wszystkich autokarowych wyjazdów kadry wspólnie śledziliśmy materiały na kasetach VHS z walkami najlepszych na świecie. W ten sposób też się uczyliśmy.


Od lat uczy pan swych podopiecznych w Toruniu. Najlepszym zawodnikiem był Michał Wszelak?


Michał, rocznik 1978, miał niesamowite warunki - 198 cm i do tego był bardzo dynamiczny, Wyróżniał się także pod względem technicznym, wyprowadzał długie ciosy proste i dodatkowy ogromny zasięg nóg sprawiał, że nie dopuszczał do siebie przeciwników. W light contact wiele razy był Mistrzem Świata i Europy, medale zdobywał również w full contact. Z ciekawostek Wszelak był już Mistrzem Świata, a nie miał w tamtym momencie złota Mistrzostw Polski, bo po kategorii -89kg była +89kg, a nie było jeszcze -94kg.
Po raz pierwszy pochodzący ze Złotorii w gminie Lubicz Michał Wszelak przyjechał na trening do ówczesnego Dragona w 1994 roku. Od początku był bardzo systematyczny jeśli chodzi o pracę treningową, dojazdy nie sprawiały żadnego kłopotu, poza tym przystanek autobusowy był przy naszej sali.
Muszę dodać przy okazji, że po 2005 roku zaczęliśmy mocno przestawiać się w klubie na pełen kontakt, chociaż wcześniej już przekonałem się do "ringówek". W karierze zawodniczej byłem Mistrzem Polski nie tylko w light, ale też w full i semi-contact, dzisiejszym pointfightingu. Zdarzyło się, że w jednym sezonie miałem 3 złota. W 1996 i 1997 w MP full contact przegrywałem pierwsze walki z Jóźkiem Warchołem, ale po zmianie kategorii z -81kg na -86kg spotkaliśmy się z Józkiem ponownie w finale i ja wygrałem. Natomiast w low kick i K1 na arenę międzynarodową z dużymi sukcesami wprowadzał nasz klub Łukasz Rambalski.

Co ciekawe, takich dojeżdżających, charakternych chłopaków miał pan jeszcze więcej.

Niezwykła była historia Mistrza Polski light contact Janusza Mytlewskiego, który o każdej porze roku, czy to wiosna, lato, jesień czy zima, przyjeżdżał na rowerze ponad 20 kilometrów z miejscowości Szembekowo w gminie Obrowo. Tak naprawdę dowiedziałem się o tym przypadkowo. Zdziwiłem się widząc rower w jakiś mroźny dzień, zapytałem kto na nim przyjechał i okazało się, że Janusz. To był cichy, małomówny chłopak, ale dzięki temu dodatkowemu treningowi miał świetną wytrzymałość i kondycję. To nie koniec, m.in. Łukasz Rambalski dojeżdżał z Bydgoszczy, a Michał Olszewski z Inowrocławia, z tym, że obaj korzystali z komunikacji publicznej czy też później w przypadku Łukasza to był fiat 126p. Dziś, w zależności od różnych sytuacji, na treningi w różnych grupach przychodzi od 50 do 80 osób. Żałuję, że późno zajęliśmy się szkoleniem dzieci, dopiero drugi rok, a już widzę, że jest kilka osób, które ma smykałkę do tego sportu i może w przyszłości odnosić sukcesy.


W barwach Smoka Toruń wygrywali m.in. Michał Wszelak, Łukasz Wydro i Mateusz Białecki, była także utytułowana Kinga Siwa.


Kinga nie mogła żyć bez treningu. Kiedy trzeba było trochę odpuścić i odpocząć, to ona i tak za plecami ćwiczyła i biegała. Z tego co wiem obecnie mieszka w Gdańsku, zajęła się biegami górskimi, a zawodowo pracuje jako kierowca ciężarówki. Z obecnej młodszej generacji Kacper Dąbrowski to medalista MŚJ 2018, był niedawno na szkoleniu wojskowy, czeka na przydział i wrócił do treningów kickboxerskich. Duże sukcesy miał też Adrian Smoliński, ale po kontuzji nogi ma pewną blokadę psychologiczną i na razie nie startuje. Na MŚJ odnowił mu się uraz stopy i nie mógł wyjść do walki o finał. W tym sezonie nazwisko Marszał pojawiało się w tabelach wyników za sprawą mojego kuzyna Michała (Golden Dragon Bydgoszcz), Mistrza Polski low kick i K1 Rules w wadze -60kg.


Wspomniał pan, że za kilka miesięcy będzie obchodził 50. urodziny. To z pewnością będzie okazja do podsumowań życiowych i sportowych.


Chciałbym wspomnieć w tym wywiadzie jeszcze o wielu osobach, choć nie sposób wszystkie wymienić. Bardzo pomagał mi Wojtek Szczerbiński, gdański zawodnik wagi +94kg, który przekazywał informacje o dodatkowych zgrupowaniach w Warszawie pod okiem znakomitego trenera Andrzeja Palacza na Fortach Bema. Nie było internetu, telefony komórkowe dopiero wchodziły, więc nie było tak łatwo z komunikacją. Ćwiczyłem także z trenerem Andrzejem Firstem, zamordowanym w 1996 roku. Krótko się znaliśmy, ale szybko zaprzyjaźniliśmy. Dziś to ja jestem trenerem młodzieży, a jako szkoleniowcy pracują Łukasz Wydro, Łukasz Rambalski, Michał Olszewski, wcześniej w klubie Wda Świecie pracował Michał Wszelak. Na koniec podziękowania dla kadry z lat 90., która mnie tak miło przyjęła, dla wszystkich zawodników i zawodniczek.
WSPÓŁPRACA:
WAKO
WAKO EUROPE
Ministerstwo Sportu
Antydoping
Prawo Sportowe
Fundacja Mistrzom Sportu
SportAccord
IWGA
Fisu
Polski Komitet Olimpijski
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza Buka
Centralny Ośrodek Sportu
Copyright 2014 - 2024 Polski Związek Kickboxingu
Created by: KREATORMARKI.PL