Fundacja Mistrzom Sportu
Masters
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza

GŁÓWNI PARTNERZY

Quanta cars
Fight Time
Gorący potok
VOYTEX
OCTAGON - polska marka sportowa

PARTNERZY

"Kobiety w Polskim Związku Kickboxingu" - Dorota Godzina

14.08.2019
"Kobiety w Polskim Związku Kickboxingu" - Dorota Godzina
"Kobiety w Polskim Związku Kickboxingu" - Dorota Godzina
DOROTA GODZINA - 3-krotna amatorska Mistrzyni Świata, wielokrotna medalistka MŚ i ME i zawodowa Mistrzyni Świata (rekord zawodowy 20:0)

Redakcja: Przed dwoma laty ogłosiła pani zakończenie kariery, urodziła syna i dziś zajmuje się wychowywaniem małego Adasia. Czy ma pani czas aby pójść na trening, pojechać na galę lub turniej kickboxingu w roli kibica? Czy ewentualnie pozostaje śledzenie relacji i wyników w internecie?

Dorota Godzina: Nie ma co ukrywać, pojawienie się pierwszego dziecka wywraca cały świat do góry nogami. Obecnie całe moje życie kręci się wokół 4-miesięcznego Adasia, jestem mamą na pełen etat. Macierzyństwo to naprawdę ekstremalne doświadczenie, zarówno sama ciąża, poród i wychowywanie małego człowieka. Nigdy w życiu nie byłam tak przewlekle zmęczona fizycznie i psychicznie, ale przy tym jestem szalenie szczęśliwa. Po dwóch miesiącach poczułam, że mogę i chcę wrócić do prowadzenia treningów, zarówno grupowych w ramach mojej kobiecej sekcji kickboxingu oraz indywidualnych. W tym temacie mam duże wsparcie taty Adasia, który chętnie zostaje z synkiem kiedy mama pracuje. Póki co nie wybrałam się jeszcze z dzieckiem na żadne zawody, ale jedno zgrupowanie w Węgrowie mamy już za sobą, a za chwilę wyjeżdżamy na nasz klubowy obóz w okolice Szczyrku. Za chwilę rusza sezon startowy i myślę, że częściej będę pojawiać się z Adasiem na różnych kickboxingowych wydarzeniach. Decyzja o zakończeniu mojej kariery była solidnie przemyślana, więc nie tęskni mi się za startami, obecnie dreszczyku emocji codziennie dostarcza mi mój syn. Adaś chcąc nie chcąc od samego początku ma i będzie miał dużo kontaktu z kickboxingiem, fajnie by było gdyby złapał bakcyla, lecz z drugiej strony pojawia się myśl, że będę się o niego martwić i strasznie denerwować na jego walkach.

Jak pani wspomina swoje ostatnie MŚ w Budapeszcie i wcześniejszą ostatnią walkę zawodową? Czyli w roli zawodniczki nie ma już powrotu do kickboxingu? Zna pani przypadki koleżanek z klubu, reprezentacji czy też zagranicznych zawodniczek, które po macierzyństwie wróciły do kickboxingu?

Moje ostatnie MŚ, które odbyły się w Budapeszcie, wspominam bardzo dobrze, aczkolwiek z nutką goryczy. Kontrowersyjnie przegrałam walkę finałową z zawodniczką gospodarzy. Gdy emocje opadły pomyślałam sobie, że może tak musiało być, bo jeszcze nie miałam w swojej kolekcji tytułu Wicemistrzyni Świata. Najważniejsze, że miałam okazję spędzić wspaniały czas z moimi kickboxingowymi przyjaciółmi. Na pewno czułam się moralną zwyciężczynią finału, nawet same Węgierki do mnie podchodziły i gratulowały. W ogóle byłam zawodniczką turniejową, rozkręcałam się z walki na walkę i często najtrudniejsze przeprawy miałam w pierwszych rundach. Ale im dalej w las, tym było lepiej i już się nie "męczyłam".
Tuż przed wyjazdem do Budapesztu mogłam w piękny sposób zakończyć swoją karierę zawodową na gali DSF Kickboxing Challenge, za co jestem ogromnie wdzięczna Sławkowi Dubie. Towarzyszyło mi ogromne wzruszenie, nie sądziłam, że tak się rozkleję. Gala odbywała się na "moim" warszawskim Ursynowie, więc oprócz rodziny, przyjaciół i moich zawodniczek z sekcji, bardzo licznie stawili się inni znajomi.
Rekord moich zawodowych walk zakończyłam okrągłym wynikiem 20:0 – pokonałam m.in. Mistrzynię Świata K-1 Rules Veronikę Petrikową, zwyciężczynię The World Games Sandrę Maskową czy znaną zawodniczkę z Ukrainy Lenę Ovchinnikovą.
Póki co nie mam pomysłu żeby wrócić do kariery zawodniczej, spełniłam się w tej roli, zdobyłam więcej w sporcie niż mogłam sobie wymarzyć. Sporo kobiet wraca do startów po urodzeniu dziecka i to z podwójną siłą, chociażby Żaneta Cieśla czy moja koleżanka z klubu Marta Kichner-Rządkowska. Na arenie międzynarodowej też znam sporo zawodniczek, które są mamami. Z pewnością gdybym zdecydowała się na macierzyństwo jakieś 10 lat temu w początkach swojej kariery to chciałabym wracać do startów.

Co musiałby się wydarzyć, aby kibice zobaczyli ponownie walczącą Dorotę Godzinę? Czy teraz widzi się pani w roli np. trenerki reprezentacji, a jeśli tak – której formuły i w jakiej kategorii wiekowej?

Kto wie, co mi strzeli do głowy, może jeszcze skuszę się na jakąś walkę. Obecnie chciałabym się skupić na pracy trenerskiej w swojej sekcji, póki co nie mierzę w stanowisko trenerki reprezentacji, ale w przyszłości czemu nie, mam przede wszystkim duże doświadczenie w formułach planszowych i full contact. Dobrze pracuje mi się z młodzieżą, więc pod uwagę brałabym grupę wiekową kadet starszy/junior.

Podsumowując starty w MŚ, debiutowała pani w 2003 roku, a ostatni start miała 14 lat później. Jak przez ten czas zmieniła się pani jako zawodniczka, jaki zmieniło się pani postrzeganie samych przygotowań?

Na turniej w 2003 roku pojechałam jako młodziutka i niedoświadczona zawodniczka, a poziom przeciwniczek był dla mnie kosmiczny. Wydawało mi się, że nigdy nie będę w stanie walczyć tak jak one, zwłaszcza moja pierwsza rywalka Amerykanka April, która wtedy sięgnęła po złoto. Dla mnie to była pierwsza impreza międzynarodowa tej rangi, przegrałam ze znakomitą kickboxerką, ale generalnie nie wypadłam źle, stawiłam jej opór. Już po 2 latach zdobyłam swój pierwszy, brązowy medal MŚ, a potem nie miałam jakoś szczęścia do zawodów mistrzowskich. Zjadała mnie trema, nie do końca radziłam sobie z presją. Na różnych zawodach wygrywałam z zawodniczkami zagranicznymi, zaś nie potrafiłam tego powtórzyć w najważniejszych turniejach. Nie chodziło o umiejętności sportowe, bo prezentowałam już dobrą klasę, lecz o tzw. głowę. I niestety z kilku zawodów rangi MŚ, ME wróciłam bez sukcesów, pomimo całościowo bardzo dobrych sezonów. Bardzo dobrym psychologiem był nasz trener, dziś prezes PZKB Piotr Siegoczyński, pracowaliśmy pod tym kątem i jemu wiele zawdzięczam. Musieliśmy "odczarować" imprezy mistrzowskie i w końcu to się udało.

Czy były takie rywalki, które „towarzyszyły” pani przez całą karierę?

Na arenie krajowej najczęściej, bo aż 10 razy - jak wynika z moich notatek - walczyłam z Iwoną Nierodą. Spotykałyśmy się zazwyczaj w finałach. Bardzo dobrze wspominam rywalizację z Iwoną, to szczęście mieć taką wymagającą przeciwniczkę i to wpływało pozytywnie na rozwój sportowy nas obydwu. W takich walkach bezpośrednich dawałyśmy z siebie 200 proc., toczyłyśmy zacięte boje, a potem miało to przełożenie na starty międzynarodowe. W kwestii zagranicznych przeciwniczek, mnie jako zawodniczkę ukształtowała Norweżka Tonje Sorlie. Przeszła przez większość formuł, była Mistrzynią Świata w pointfightingu, light contact, full contact, a gdyby mogła dłużej walczyć z pewnością wygrywałaby w K-1 i low kicku. Ogólnie dość często mierzyłam się z kickboxerkami z Norwegii i miałam z nimi też dobry kontakt na co dzień, to nie były wielkie przyjaźnie, ale zawsze się pozdrawiałyśmy i powiedziałyśmy sobie dobre słowo. Zresztą z nikim nie miałam zatargów.

Czy 3 złote medale MŚ mają szczególne miejsce w Pani domu? Których z tych tytułów był najtrudniej wywalczony?

Trzy złote krążki i puchary z MŚ są wyeksponowane i widać je od razu po wejściu do mieszkania. Nie mogłabym ich schować, są zbyt cenne dla mnie. Niestety, wiele innych trofeów, które też chciałabym pokazać, po prostu się nie mieszczą. Ogromną kolekcję przechowuję u rodziców, wiele moich pamiątek znajduje się też w klubie X Fight Piaseczno. Sporo się tego nazbierało... A najtrudniej wywalczony był pierwszy tytuł mistrzyni Europy w pointfightingu. Mnóstwo lat na niego pracowałam i wspomniany turniej w Warnie zapamiętałam jako bardzo ciężki. O włos wygrałam półfinał z rywalką z Węgier. To była jedna z najlepszych moich walk w karierze pod względem taktycznym. Zachowałam zimną głowę i to też miało wpływ na zwycięstwo. Świetne rady dostawałam z narożnika od Piotra Siegoczyńskiego, oboje dobrze rozegraliśmy ten pojedynek. Wtedy uświadomiłem sobie jak ważna jest taktyka i głowa w potyczkach o wielką stawkę. Był to rok 2008.

W pani dorobku jest aż 8 medali Mistrzostw Europy, czy któryś z nich jest dla mnie szczególnym krążkiem? Czy ME były nieco łatwiejszymi zawodami od MŚ, czy skala trudności była identyczna?

Zdobycie pierwszego Mistrzostwa Europy było spełnieniem sportowych marzeń. Dla mnie poziom MŚ i ME był niemal taki sam, bowiem większość rywalek pochodziła z naszego kontynentu. Oczywiście zdarzały się także wspomniana Amerykanka czy zawodniczka z Kazachstanu, ale ich było znacznie mniej. Ale za to poziom sportowy zawsze bardzo wysoki. Wspomnianą April zachwycam się do dziś, przypominając sobie jej wytrenowanie technik nożnych. A co do ME, zdarzyło się kiedyś, że turniej odbył się w Baku, więc jaka to Europa? Rozważałam swego czasu występ w Stanach Zjednoczonych w fajnym turnieju, ale nic z tego nie wyszło. Poziom walk na Starym Kontynencie był świetne, więc uznałam w końcu, że nie ma co szukać wrażeń gdzieś dalej.

Walczyła pani na macie i w ringu. Ile razy musiała pani podejmować decyzję, że wybiera 1-2 formuły w zawodach, a tą trzecią trzeba „odpuścić”?

Było wiele takich sytuacji, że to życie wybierało za mnie za sprawą różnych wydarzeń, np. z powodu kontuzji nie startowałam w MP w danej formule i później zabrakło mnie w MŚ czy ME. Tak było w 2015 roku z full contact. Pojechałam więc w light contact i zdobyłam Mistrzostw Świata. To było moje drugie w ciągu miesiąca, wcześniej zwyciężyłam w kick light. Tak się złożyło, że wówczas również po dwa złota sięgnęła moja przyjaciółka Paulina Jarzmik, wspaniała zawodniczka, dziś tocząca ciężki bój z ciężką chorobą. Wtedy Paulina wygrała też w kick light i light contact. Dokonałyśmy rzeczy wprost niemożliwej i do tego razem.
Często o wyborze formuł decydował trener Piotr Siegoczyński, do niego należało to ostatnie słowo. Były takie sezony, że startowałam w czterech, pieciu formułach - do tego w dwóch wagach 55 i 60 kg. Ale i tak nikt nie przebije Pauliny, który potrafiła z jednego Pucharu Świata przywozić po pięć trofeów. Ja wywalczyłam Puchar Świata aż w 5 formułach walki ale w różnych latach – ostatni w K-1 Rules w Rimini, gdzie dodatkowo zostałam wybrana najlepszą zawodniczką tej formuły choć w startach amatorskich skupiałam się na Full Contact i planszówkach.

Łączny pani dorobek to 36 tytułów Mistrzyni Polski, w tym jeden w juniorach, pozostałe w seniorach? Pierwszy w seniorach to MP 2004 w semi contact?

Najwięcej, 14 złotych medali w pointfighting, w tym 1 tytuł juniorski 2003 i 2 tytuły akademickie. Miałam też 10 w light contact (w tym 2 akademickie), 7 w kick light (1 akademicki) i 5 w full contact. Od 2012 roku zaczęłam prowadzić zapiski, bowiem było coraz większe zainteresowanie moją osobą, coraz więcej pytań o statystyki itd. Cofnęłam się lata wstecz, przeglądałam stare dyplomy i udało się odtworzyć sporą część mojej historii. Cieszę się, że coraz więcej zawodniczek trenuje kickboxing, mnóstwo jest dobrych walk, świetnie się je ogląda. Mam nadzieję, że jeszcze więcej będzie pojedynków pań na galach zawodowych.

Na koniec proszę opowiedzieć o swoich początkach w kickboxingu, zawsze kojarzona była pani z X Fight Piaseczno.

Urodziłam się w Skarżysku-Kamiennej, a kiedy miałam 7 lat rodzice przenieśli się na warszawski Ursynów. Tutaj zaczęłam trenować karate i akrobatykę, ale po jakimś czasie przeniosłam się z koleżanką do piaseczyńskiej sekcji kickboxingu Piotra Siegoczyńskiego - atmosfera w klubie i wspaniała opieka szkoleniowa sprawiły, że zostałam tu do dziś.
WSPÓŁPRACA:
WAKO
WAKO EUROPE
Ministerstwo Sportu
Antydoping
Prawo Sportowe
Fundacja Mistrzom Sportu
SportAccord
IWGA
Fisu
Polski Komitet Olimpijski
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza Buka
Centralny Ośrodek Sportu
Copyright 2014 - 2024 Polski Związek Kickboxingu
Created by: KREATORMARKI.PL