Zmarły w niedzielę 13 października Tomasz Skrzypek przez wiele sezonów odnosił wspaniałe sukcesy jako trener reprezentacji Polski w formułach K-1 i low kick oraz szkoleniowiec założonego przez siebie klubu Fighter Wrocław. Bardzo długo kadrę narodową prowadził z nim Tomasz Mamulski. Z kolei Michał Turyński pod okiem Tomasza Skrzypka zwyciężał na krajowych i zagranicznych ringach amatorskich i zawodowych. Dziś obaj wspominają znakomitego wrocławskiego szkoleniowca.
Tomasz Mamulski
Doskonale pamiętam Tomka jeszcze z czasów, kiedy sam walczył jako zawodnik. Przed oczami mam fragmenty jego pojedynku z Piotrkiem Nowakiem z Oriona Kraków w finale Mistrzostw Polski w pierwszej połowie lat 90. To mógł być 1993 lub 1994 rok, a więc ćwierć wieku temu.
Za oficjalny początek naszej współpracy zgodnie z Tomkiem uznaliśmy 2005 rok. To były MŚ w marokańskim Agadirze. Tomek prowadził reprezentację z Andrzejem Śliwą, a ja pojechałem do Afryki jako trener klubowy Łukasza Jarosza, który zdobył złoty medal w wadze +91kg. Andrzej Śliwa w pewnym okresie wyjechał za granicę i nie mógł kontynuować reprezentacyjnej pracy trenerskiej. Wtedy ja zostałem powołany na drugiego trenera, propozycja wyszła od Tomka, a zaakceptowały ją ówczesne władze Polskiego Związku Kickboxingu.
Kadrę Narodową K-1 prowadziliśmy wspólnie aż do końca 2017 roku. Zgrupowania, turnieje duże i małe, treningi, hotele, niezliczone godziny podróży itd... Przepracowaliśmy setki godzin, mnóstwo przegadaliśmy, zawodowo i prywatnie stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Dziś z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć Tomek i ja tworzyliśmy profesjonalny, zgrany i doskonale uzupełniający się zespół, a prywatnie scementowała się prawdziwa przyjaźń. Nie mogło być zresztą inaczej, turnieje rangi MŚ, ME, PŚ to ciężka praca często od świtu do późnej nocy. Było tam kilkadziesiąt walk plus dodatkowe zajęcia typu poranne ważenia zawodników, sprawy techniczne, organizacyjne i wiele innych. Musieliśmy się więc dobrze uzupełniać, by w dobrej atmosferze przeprowadzić drużynę przez trudy rywalizacji. Bywały chwile i uniesień, i smutku - radość oraz gorycz porażki to coś, co w sporcie jest chlebem powszednim. Jednego dnia fruniesz pod niebiosa by drugiego upaść z impetem o ziemię.
Tomek był wielkim profesjonalistą, szybko zbierał siły by motywować i przygotowywać kolejnych reprezentantów do startu. Jego ogromnym walorem była osobowość wojownika, zwycięzcy i naprawdę twardego faceta. Zarażał tymi atutami, potrafił zmotywować cały zespół i każdego z osobna. Miał też genialną analityczną wręcz fotograficzną pamięć, wydobywał z niej taktyczne postawy, mocne i słabe strony naszych przeciwników. Pewność siebie, swoboda i trafność wypowiedzi, pogodne usposobienie, kompletna wiedza o rywalizacji i dyscyplinie to cechy lidera i takim był Tomek.
Niby nie było między nami podziału na pierwszego i drugiego trenera, ale oczywiście Tomek miał świadomość, że to on jest liderem, postacią sztandarową w naszym duecie. Moim zdaniem doskonale uzupełnialiśmy ten duet osobistymi cechami charakteru i zdolnościami. W trakcie walk każdy z nas był po prostu sobą i to pomagało. Tomek reagował bardzo zdecydowanie, żywiołowo, ja natomiast inaczej w formie bardziej stonowanej. Wiedzieliśmy który z zawodników jakiego rodzaju wsparcia potrzebuje, stosownie więc dysponowaliśmy swoimi atutami dozując te komponenty, które w danej chwili rywalizacji pasowały. Można powiedzieć, że nasze zachowania osiągały potrzebny kompromis, spójność i doświadczenie dawały oczekiwane rezultaty. Świetnie czuliśmy się ze sobą w narożniku, zawsze się wspieraliśmy, była to prawdziwa jedność. Tomek był profesjonalistą nie tylko na treningach i podczas rywalizacji miał dar wypowiedzi.
Elektryzował, motywował budował ducha walki podczas indywidualnych rozmów oraz grupowych odpraw zawodniczych. Udzielał rzeczowych wywiadów, pamiętał szczegóły, wszystko co trzeba było i pięknie o tym mówił – był Mistrzem.
Największy sukces sportowy odnieśliśmy w 2017 roku, było to zwieńczenie naszego ponad 10-letniego budowania kadry K-1. Podczas Igrzysk The World Games we Wrocławiu zwyciężyliśmy drużynowo, jeszcze tego samego sezonu zajęliśmy 2. miejsce drużynowo na Mistrzostwach Świata w Budapeszcie. Wywalczyliśmy podobną liczbę medali co Rosjanie, przegraliśmy chyba jednym złotym krążkiem. A trzeba przypomnieć, że Rosja jest kickboxerskim dominatorem, to jej sportowcy bezapelacyjnie wygrywają mistrzostwa, a dalej długo nie ma nic. Tymczasem przed 2 laty nam się udało bardzo zbliżyć do Rosji. Stworzyliśmy świetny zespół narodowy zawodnicy osiągali wielkie sukcesy. Byliśmy i jesteśmy nadal z nich bardzo dumni.
Tomek był lubiany przez zawodników wszystkich formuł, umiał znaleźć z nimi kontakt wspierał, radził, był duszą szerokiej kadry, podziwiałem go szczerze.
Drugą sportową pasją Tomka był żużel, pracował z sukcesami jako trener przygotowania motorycznego. Bardzo dużo i ciekawie opowiadał mi o tym sporcie, jeszcze niedawno mówił, że zabierze mnie na mecz, by pokazać mi to środowisko i dyscyplinę. Niestety nie zdążyliśmy. Widać było, że pokochał tę dyscyplinę od początku kiedy zaczął pracować w „czarnym sporcie”. Żużlowców porównywał do fighterów, bardzo ich chwalił i podziwiał za odporność, za waleczność, profesjonalizm. Pewnie by się zdziwili, gdyby usłyszeli jak miło się o nich wypowiadał. Bardzo przeżywał każde zawody. Zamierzam teraz sam się pojechać by osobiście i z bliska zobaczyć jak wygląda żużel.
Tomek miał świetne relacje ze swoją córką, podkreślał, że jest jego dumą, a na każdym turnieju dzwonił i rozmawiał ze swoim ukochanym dzieckiem. To był żelazny punkt programu, a że mieszkaliśmy w jednym pokoju, więc byłem mimowolnym świadkiem jego rozmów z córką. Oliwia spędzała wiele czasu na treningach, zgrupowaniach, znała ten sport i znaliśmy się - ogromnie jej współczuję.
W ostatnią sobotę przed walką Tomek znów zadzwonił, rozmawialiśmy tak jak czasem robiliśmy przed dużymi wyzwaniami, emocjami. Wieczorem miał galę i umówiliśmy się na kontynuację rozmowy w niedzielę wieczorem... Dzień i pora nie były przypadkowe, bo to czas kościoła i niedzielnej mszy świętej. Tomek był mocno wierzącym człowiekiem, wówczas rozmowy były inne. Tym razem nie zadzwonił On tylko prezes PZKB Piotrek Siegoczyński. Wtedy się dowiedziałem o śmierci mojego przyjaciela.
Michał Turyński
Z Tomkiem Skrzypkiem zapoznał mnie w 2007 roku kolega, który powiedział o nim krótko: - Najlepszy trener w Polsce. I to się sprawdziło. Pod jego wodzą osiągnąłem wielkie kickboxerskie sukcesy, w wadze superciężkiej zdobyłem 6 tytułów Mistrza Polski PZKB K-1 z rzędu, wywalczyłem Mistrzostwo Polski w low kicku i muay thai, a także dwa pasy Zawodowego Mistrza Polski. 2-krotnie wygrałem Puchar Świata – w Innsbrucku i Szegedzie, a na Mistrzostwach Europy sięgnąłem po brąz. Zdobyłem i później obroniłem tytuł Zawodowego Mistrza Świata. Jeszcze raz podkreślę, to wszystko osiągnąłem z Tomkiem Skrzypkiem w narożniku, moim wspaniałym trenerem.
Kiedy trafiłem pod skrzydła Tomka Skrzypka, musiał przez 2 lata ze mną ciężko pracować aby zmienić styl. Przyszedłem z taekwon-do, miękkiej formuły walki, a Tomek zapowiedział, że jego interesują tylko twarde formuły. Więc trzeba było się przestawić. Znalazłem się w grupie „śmierci” i przez wspomniane 2 sezony byłem pionkiem do bicia. Pomógł mi szkoleniowiec, do tego miałem charakter i teraz to ja rozdaję karty w polskiej wadze superciężkiej. A wszystko dzięki Tomkowi Skrzypkowi.
Na pierwsze zawody, tzw. ligę pojechałem z nim w lutym 2009 roku do Milicza, gdzie pokonałem potężnego 2-metrowego rywala. Potem kolejne zawody ligowe i wreszcie MP K-1 w Zgorzelcu. W finale przegrałem na punkty z Tomkiem Sararą. Jesienią tego samego 2009 roku doszedłem do walki o złoty medal MP low kick w Świebodzicach. W decydującym pojedynku kat. +91kg pokonałem Patryka Proszka.
Dla mnie Tomek Skrzypek był jak członek rodziny i to nie podlega dyskusji. Niesamowity mentor, i nie chodzi o samą taktykę, ale zachowanie. Jak nikt inny potrafił wpłynąć argumentami na zawodnika, wiedział na co zwrócić uwagę. Przecież z różnymi szkoleniowcami było mi dane współpracować, ale Tomek trafiał swoimi słowami do mnie na 100 procent. Miałem i mam do niego ogromny szacunek. Wiele razy złościł się na mnie, że nie mówię do niego po imieniu, ale chciałem zachować pewien dystans, dlatego zwracałem się „Trenerze”. Wkurzał się, bo kiedy za którymś razem znów poprosił, abym mówił „Tomek”, ja odparłem „Trenerze”.
Jeśli chodzi o żużel, mocno wkręcił mnie w ten sport i kiedyś nawet zabrał mnie na zgrupowanie kondycyjne ze swoimi żużlowcami Włókniarza Częstochowa. Zgodę wyraził prezes klubu Michał Świącik. Zresztą Tomek zaznaczył, że poprowadzi obóz, ale pod warunkiem, że i ja pojadę, a było to czas kiedy przygotowywałem się do walki o MŚ w Sarajewie. Ćwiczyłem razem z żużlowcami, poznałem wielu z nich i się zakumplowałem. Z braćmi Pawlickimi mam cały czas kontakt. Ja kibicuję żużlowcom, a oni mnie wspierają. Zdarzyło się, że byłem w szatni i stajni w Częstochowie, a kiedy Tomek przeniósł się do Leszna tam również pojechałem. Kiedyś zrobiłem z nim obchód toru, a kibice dziwili się jakim jestem potężnym… żużlowcem. Jest co powspominać, ale to przecież kilkanaście lat wspaniałej znajomości.
Bardzo ważnym wydarzeniem dla naszego polskiego kickboxingu były Igrzyska The World Games w 2017 roku we Wrocławiu. Startowałem wtedy dla federacji Glory, a Tomek bardzo mnie prosił abym wystartował w reprezentacji Polski K-1 i zrobiłem to tylko dla niego. Miałem szacunek dla jego osoby, dla jego pracy i osiągnięć. Zacząłem znakomicie i w ćwierćfinale pokonałem mocnego rywala z Chorwacji, ale w tej walce doznałem kontuzji śródstopia. Niestety w kolejnych walkach ten uraz pogłębiłby się, dlatego zmuszony byłem wycofać się z dalszej części zawodów. Z bólem serca, lecz nie miałem wyjścia. Wtedy powstała taka lekka niezgoda między nami, ale nie dałbym rady walczyć na 100 proc. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że jeden z medalistów został zdyskwalifikowany i mnie przypadł brązowy krążek. Miesiąc temu byliśmy z Tomkiem Skrzypkiem na Gali 30-lecia PZKB we Włocławku i wówczas wręczone zostały nam nagrody za tamten turniej sprzed 2 lat. Medal otrzymałem z rąk Roya Barkera, prezydenta WAKO.