Redakcja: Po 2-letniej przerwie do kickboxingu wraca Żaneta Cieśla, była Mistrzyni Świata i Europy WAKO. W weekend zobaczymy Panią w Mistrzostwach Polski Wojska Polskiego i Służb Mundurowych w Krynicy-Zdrój.
Żaneta Cieśla: Już przed dwoma laty startowałam w tych zawodach, zajmując 1 miejsce w MP we Wrocławiu w formule K-1 w wadze -52 kg oraz w kick light w kategorii -55 kg. Wtedy reprezentowałam OSP Jelonki i klub Legion Głogów. Ale od tego czasu sporo się zmieniło w mojej pracy zawodowej. Wcześniej pracowałam jako nauczycielka w szkole, gdzie zajmowałam się dziećmi niepełnosprawnymi i prowadziłam zajęcia z wychowania fizycznego w Pasłęku. Ale kiedyś wymyśliłam sobie i zresztą długo do tego dążyłam, że będę pracować w wojsku jako żołnierz zawodowy. To był mój cel i udało się go zrealizować. Postanowiłam kontynuować naukę w szkole podoficerskiej w Ustce, ukończyłam ją i od lipca jestem w 16 Pułku Logistycznym w Elblągu. Robię to, co lubię, czyli jestem w ruchu, działam, a nie siedzę gdzieś za biurkiem. Pracuję jako dowódca drużyn zabezpieczenia. Cieszę się, bo mam możliwość trenowania i od soboty będą walczyła w Mistrzostwach Polski Wojska Polskiego i Służb Mundurowych. Wystąpię w wersji kick light -55kg oraz K-1 Rules -52kg. Fajnie, że wracam na ring i jest szansa, że stoczę w nowych barwach 3-4 walki.
Redakcja: W wojsku w Elblągu prowadzi Pani zajęcia kickboxerskie?
Ż.C.: Przechodziłam do wojska z myślą o właśnie takich obowiązkach, jak prowadzenia w-f z żołnierzami. Ale jest też plan, abym prowadziła właśnie zajęcia ze sportów walki, tzn. z kickboxingu.
Redakcja: Kilka lat nie było Pani w krajowym kickboxingu. W 2015 roku świetnie spisała się Pani w Mistrzostwach Polski w low kicku w Wołominie i Kobyłce oraz MP w full contact w podpoznańskim Luboniu i potem słuch zaginął.
Ż.C.: Pamiętam obydwa turnieje, i w jednym, i drugim zostałam złotą medalistką w kategoriach -52kg i wybrano mnie najlepszą zawodniczką low kick i full contact. Z mężczyzn wyróżniono wówczas Radosława Paczuskiego i Kacpra Frątczaka. A potem wycofałam się na pewien czas, bowiem urodziłam drugą córkę. Bianka ma dziś 4 lata, a Lena 13 lat. I uprzedzając pytanie, niestety starsza z dziewczyn nie trenuje kickboxingu ani żadnej innej dyscypliny sportu. To bardziej dusza artystyczna, uwielbia malarstwo, rysunek i w tym się odnajduje najlepiej. Zobaczymy jak będzie z młodszą z dziewczynek, ale na razie jest bardzo żywiołowa, waleczna, być może zajmie się wkrótce sportem. Oczywiście nie zamierzam ją do niczego zmuszać, ale mam nadzieję, że będzie trenowała. Wróciłam do kickboxingu pod koniec 2017 roku na gali Ladies Fight Night LFN w Łodzi, gdzie wygrałam z Włoszką z Silvią La Notte. W następnym sezonie wygrałam Polish Fighter Cup w Szczecinie, zaś w 2019 roku wywalczyłam srebro podczas Mistrzostw Polski K-1 Rules w Sanoku w wadze -52kg, przegrywając w finale z Gabrielą Kuzawińską (X Fight Piaseczno).
Redakcja: Zanim porozmawiamy o wielu sukcesach krajowych i międzynarodowych, proszę opowiedzieć o swych sportowych początkach w Pasłęku.
Ż.C.: Pochodzę z miejscowości Krosno położonej koło Pasłęka. W 4 klasie szkoły podstawowej za sprawą pierwszego trenera Andrzeja Sadowskiego zapanowała moda na kickboxing. W tym mieście wszyscy zapisywali się na treningi, ale po pewnym czasie okazało się, że zostałam sama. Niestety inne osoby zrezygnowały. A mi kickboxing się podobał i wytrwale trenowałam, chociaż u trenera Sadowskiego ćwiczyłam krótko. Potem swój klub otwierał Krzysztof Kacperski, a że to był kolega po fachu mojego taty policjanta, to wraz z młodszym bratem jeździłam do niego na trening do Polonii Pasłęk. W tym klubie spędziłam aż 18 lat. Kickboxing był sposobem na wyładowanie emocji, ale też nauką dyscypliny i wytrwałości.
Redakcja: Jaki był pierwszy sukces?
Ż.C.: Jako dziecko, w 1997 roku, wywalczyłam w Pasłęku złoty medal MP w semi contact w wadze -34kg. Miałam wtedy 12 lat. Ten sukces jeszcze bardziej zmotywował mnie do treningów. W Pasłęku naszym trenerem był Ryszard Zawistowski, zaś prezesem klubu Krzysztof Kacperski. W swojej grupie mieliśmy kilkanaścioro rówieśników bądź osób w podobnym wieku i wszyscy bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Przywoziliśmy medale z różnych zawodów, wspieraliśmy i trzymaliśmy się razem. Mam z tego okresu miłe wspomnienia, poza tym co roku – przez kilka sezonów - wygrywałam MP w semi contact i light contact. Łącznie złotych krążków Mistrzostw Polski we wszystkich kategoriach wiekowych, formułach mam aż 36.
Redakcja: Niewiele jest zawodniczek tak wszechstronnych, świetnie radzących sobie w każdej wersji kickboxerskiej walki.
Ż.C.: Już w juniorkach zdobywałam między innymi medale Mistrzostw Świata i Europy Juniorek. W MP od 2003 zaczęłam zwyciężać również w light contact, full contact, a w późniejszych latach triumfowałam również w kick light, low kick i K-1 Rules. Nie startowałam tylko w muay thai. Potrafiłam dostosować się do każdej formuły, a kolejne sukcesy sprawiały, że chciałam ciągle się uczyć czegoś nowego. Naturalnie z maty przeniosłam się do ringu. A co było najbliższe mojemu sportowemu sercu? Wydaje mi się, że najlepiej odnajdowałam się w wersji full contact. Bardzo szybko zaczęłam odnosić sukcesy w seniorkach, ale nie było to jakaś sensacja. Po to szykowałam się do zawodów, po to spędzałam mnóstwo czasu na przygotowaniach, by zwyciężać w turniejach.
Redakcja: Lista Pani sukcesów jest imponująca, mnóstwo złotych, srebrnych i brązowych medali Mistrzostw Świata i Europy organizacji WAKO. Który był najważniejszy?
Ż.C.: Bez wątpienia najbardziej czekałam na tytuł Mistrzyni Świata, po który sięgnęłam w 2011 roku w stolicy Macedonii Skopje. Zwyciężyłam wtedy w kick light w wadze do 50kg. Po 15 latach treningów spełniłam swoje wielkie marzenie. Mieliśmy wtedy świetną grupę w kadrze narodowej, z tamtego wyjazdu to Maciej Domińczak, Paulina Frankowska, Marta Waliczek, Cyprian Grzęda, Michał Wszelak, Patryk Zaborowski, Piotrek Kobyliński, Iwona Nieroda i inni. Z wieloma osobami trzymaliśmy się od czasów juniora. Zresztą do dziś z niektórymi utrzymuję kontakt, nawet spotykamy się w miarę możliwości.
Redakcja: Sezon 2011 był jednym z najlepszych w karierze?
Ż.C.: Odpowiedź musi być twierdząca, ponieważ w obydwu turniejach rangi MŚ dochodziłam do pojedynków finałowych. W Skopje zdobyłam złoto, zaś w Dublinie srebro w full contact w wadze -52kg. Ale bardzo miło wspominam też zawody o Mistrzostwo Europy w Bukareszcie pod koniec 2012 roku. Zwyciężyłam wówczas w kick light. Jestem bardzo szczęśliwa i zadowolona z poszczególnych sukcesów, ze wszystkich krążków także srebrnych i brązowych w MŚ i ME. Wywalczyłam także kilkanaście medali w Pucharze Świata light contact, kick light, full contact. Zwyciężałam w tych dwóch pierwszych formułach na Węgrzech, we Włoszech oraz w Austrii.
Redakcja: Pierwsze seniorskie sukcesy zapisywała Pani na koncie w wadze -55kg, potem w -50kg i -52kg. Dlaczego zdecydowała się Pani na zejście do niższych kategorii?
Ż.C. Zazwyczaj jest tak, że jakaś zawodniczka zmienia kategorię, bo przegrywa rywalizację w danej wadze i musi szukać miejsce w innej, aby występować w reprezentacji. W moim przypadku było inaczej, bo przecież wygrywałam w Polsce, więc na siłę nie musiałam niczego zmieniać. Po prostu ciężko trenując waga spadała i nie było potrzeby walczyć w -55kg z zawodniczkami zbijającymi po kilka kilogramów. Po prostu naturalnie ważyłam mniej i spokojnie mogłam walczyć maksymalnie w -52kg, bez konieczności tracenia sił na „walkę” ze zbędnymi kilogramami.
Redakcja: Przez ponad 10 lat utrzymywała się Pani w czołówce europejskiej i światowej. Jaka jest recepta na taką długowieczność wśród najlepszych?
Ż.C.: Zapewne niektórych zaskoczę, ale wcale nie ćwiczyłam po 5-6 razy w tygodniu, by móc walczyć o najważniejsze trofea. Zdarzały się tygodnie, że miałam tylko po 3 treningi, a jedynie bliżej mistrzostw miałam więcej treningów. Dlatego na pewno nie było w moim przypadku znużenia czy przemęczenia lub zniechęcenia.
Redakcja: Słyszała Pani od trenerów, że ma duży talent do kickboxingu?
Ż.C.: Tak, zdarzało się. To było miłe, ale nie sprawiało, że przestałam ćwiczyć. Dla mnie przez wszystkie lata ważne było wsparcie trenerów, i klubowych o których wspomniałam, i w kadrze narodowej. Świetnie współpracowało mi się z Tomaszem Skrzypkiem, z którym przeszłam drogę od juniorek do seniorek, jak również z Maciejem Domińczakiem i Ryśkiem Zawistowskim. W Elblągu trenowałam także z Łukaszem Ziółkowskim.
Redakcja: Był taki moment, że łączyła Pani kickboxing z boksem.
Ż.C.: Chciałam poprawić swoje umiejętności bokserskie w kickboxingu, dlatego zajęłam się też pięściarstwem. Duże sukcesy odnosiła moja siostra Sandra Kruk, która była wicemistrzynią świata. A ja z kolei 2-krotnie zostałam wicemistrzynią Polski, wygrałam zaś Puchar Polski. Boks traktowałam jako coś dodatkowego, jako uzupełnienie w kickboxingu. To taki przyjemny epizod. Zawsze na pierwszy miejscu był kickboxing. Miałam lepsze nogi niż ręce, więc kopanie było i jest czymś, co bardziej lubiłam.