Wspaniały zawodnik i trener, niesamowity człowiek, dobry i życzliwy, o którym jego wychowankowie i uczniowie – medaliści Mistrzostw Świata, Europy i Polski w kickboxingu i taekwondo - mówią, że był dla nich jak drugi Ojciec. W niedzielę 8 listopada, w szpitalu w Koszalinie zmarł Krzysztof Pajewski, założyciel Klubu Sportów Walki w Szczecinku. Bezpośrednim powodem śmierci była infekcja Covid-19. Miał 57 lat.
Pogrzeb odbędzie się 12 listopada o godz. 14 w kościele parafialnym w Kurowie gm. Bobolice.
- Pamiętam pierwszy trening w klubie przed 29 laty. To był październik 1991 roku, zaledwie 3 lata po tym, jak w Budapeszcie Krzysztof został pierwszym w historii polskiego taekwondo Mistrzem Świata. Bardzo szybko i ja, i inni podopieczni Krzysztofa Pajewskiego zdobywaliśmy medale Mistrzostw Polski, Europy i Świata, tych sukcesów było bardzo, bardzo dużo, ale dziś to najmniej ważne. Najistotniejsze było to, że na naszej ścieżce pojawił się wspaniały człowiek, który pokazał nam drogę w życiu i sporcie. Największym szczęściem był fakt, że mogliśmy przebywać, rozmawiać, trenować i po prostu być z Krzyśkiem Pajewskim. Dziś, kiedy siedzimy i wspinamy naszego trenera, nie mamy wątpliwości, że był dla nas jak Ojciec – mówił Zbigniew Sołtys, kiedyś utytułowany zawodnik, a dziś trener w KSW Szczecinek.
3 listopada rodzina, bliżsi i dalsi znajomi, przyjaciele z klubu przesyłali życzenia Krzysztofowi Pajewskiemu z okazji 57 urodzin, a kilka dni później nadeszła szokująca wiadomość o jego śmierci.
- Nie możemy się pozbierać, nikt nie może uwierzyć... Dziś wielu z nas gdzieś goni, za pieniądzem, sławą, szczęściem itd., a Krzysztof uczył nas jak żyć normalnie, każdego wysłuchał, doradził, powiedział dobre słowo. Starał się zrozumieć, wesprzeć, a nie karcić. Był z nami na treningach i zawodach, ale też uroczystościach rodzinnych członków klubu, i tych radosnych, i smutnych. Mieliśmy wszyscy niesamowite szczęście pracować z Krzyśkiem Pajewskim. Ja dodatkowo byłem jego pierwszym zawodnikiem, który został Mistrzem Polski w taekwondo i kickboxingu. Łącznie 33-krotnie zdobywałem mistrzostwo kraju, a byłem też Mistrzem Europy, w tym zawodowców. Wiem, że Krzysztof nie chciałby, aby jego dorobek został zaprzepaszczony, dlatego postaramy się kontynuować jego dzieło. W sporty walki zaangażował się też jego syn Krystian, który był Mistrzem Polski w taekwondo w walkach drużynowych, a teraz próbuje sił w mieszanych sztukach – dodał trener Zbigniew Sołtys.
Krzysztof Pajewski zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata Taekwon-Do w walce sportowej w kategorii wagowej do 71 kg, a miało to miejsce w 1988 roku w Budapeszcie. Jego finałowa walka z Portorykańczykiem Solano Sixto przeszła do historii. Po 4 latach został Mistrzem Europy w angielskim Reading. Trzykrotnie był Mistrzem Polski: 1988 (Lublin), 1991 (Lublin) i 1992 (Koszalin).
- Krzysztof Pajewski uwielbiał taekwondo i kickboxing. To był wspaniały człowiek, bardzo w porządku, bezkonfliktowy. Pamiętam, że na organizowanej przez niego gali w Koszalinie walczyłem o tytuł Mistrza Polski Full Contact z Andrzejem Śliwą. On był pierwszym polskim Mistrzem Świata w taekwondo, a ja w kickboxingu. Był taki czas, że zakolegowaliśmy się i trzymaliśmy razem. A jeszcze niedawno widzieliśmy się na Mistrzostwach Polski – mówi Piotr Siegoczyński, prezes Polskiego Związku Kickboxingu.
Krzysztof Pajewski był wzorem skromności, pracowitości i waleczności. Był wychowankiem śp. Henryka Ficka. Reprezentował KKS Bałtyk Koszalin.
Na co dzień mieszkał w Kurowie w gminie Bobolice, w powiecie koszalińskim. Niemalże po sąsiedzku mieszka Filip Chmera, Mistrz i Wicemistrz Juniorów z 2019 roku. – Trener Krzysztof Pajewski był dla mnie jak drugi tata, na treningu jak i poza nim, Kiedy tylko wchodził na salę to od razu chciało się trenować, był tak pozytywną osobą – mówi Filip Chmera, który już podczas zeszłorocznego wywiadu po ME przyznał: - Uważam, że nie ma lepszego szkoleniowca od Krzysztofa Pajewskiego. To bardzo szlachetna i pomocna osoba.
Bardzo serdecznie o swym trenerze, wychowawcy i mistrzu wypowiadali się też inni podopieczni Krzysztofa Pajewskiego.
Jakub Pokusa:
- Moja współpraca z trenerem Pajewskim zaczęła się w 2008 roku i od 2011 roku owocowała w liczne sukcesy sportowe. Pod skrzydłami Mistrza zdobyłem 6 tytułów Mistrza Polski (w Kickboxingu oraz Taekwondo), Wicemistrzostwo Świata Juniorów w Kickboxingu WAKO, Mistrzostwo Świata w Taekwondo TI, Mistrzostwo Europy w Taekwondo TI oraz Puchar Świata w Kickboxingu WAKO. Wszystko to do 2015 roku, kiedy to zmieniłem barwy klubowe. Od tego czasu niejednokrotnie wracałem po porady, a nasze drogi przecinały się miedzy innymi na sali treningowej, obozach, w moim narożniku podczas walk czy podczas morsowania w zimnej wodzie Bałtyku. Znajomość z trenerem Pajewskim to wielka przygoda oraz nauka. Na zawodach jak i w życiu zawsze można było liczyć na cenne wskazówki, wsparcie i szczerość. Ponadto trener był wielkim pasjonatem Taekwondo, a przy tym również rzemieślnikiem, który u szczytu formy (która wydawało się że w pewnych aspektach trwała do „wczoraj”) był nie do zdarcia w swym fachu. Na sali motywacja z tego człowieka płynęła mimowolnie, co potwierdzić może niezliczona ilość osób, która od 1991 roku miała okazję trenować pod okiem Coucha - jak wielu zwykło mówić. Ze swego gniazda w świat wypuścił wielu Mistrzów, aktywnych trenerów, działaczy, przedsiębiorców oraz zwyczajnie dobrych ludzi, którzy swoje powodzenie w dużej mierze lub w całości zawdzięczają właśnie Krzysztofowi Pajewskiemu. Jedną z wielu nauk, jaką zdarzył mi przekazać swoim życiem to fakt, iż nawet po najcięższej nocy, rano trzeba wstawać i dawać radę. Trenera zapamiętam jako człowieka życzliwego, pomocnego, otwartego, z poczuciem humoru ale przy tym stanowczego i konkretnego - prawdziwego Mistrza.
Do osób, które są wychowankami, a przy tym aktywnymi trenerami z sukcesami należą Artur Cholewa, Rafał Bagiński czy Maciej Wysocki.
Julia Stasiuk:
- Zapamiętam trenera Pajewskiego jako wiecznie uśmiechniętego, pogodnego i pomocnego człowieka. Na sali, podczas treningu był bardzo wymagający, można nawet powiedzieć, że często dosyć poważny. Chciał żebyśmy byli jak najlepsi, więc dużo kopnięć czy akcji powtarzaliśmy nawet przez pół treningu, a dzięki temu później na zawodach przynosiło to efekty. Kiedy już wyjeżdżaliśmy na zawody atmosfera była bardzo luźna i swobodna, zawsze z trenerem dużo rozmawialiśmy, żartowaliśmy i nie raz opowiadał nam historie ze swojej młodości, a my słuchaliśmy go wpatrzeni jak w obrazek. Czuliśmy do niego respekt i szacunek mimo że był dla nas jak przyjaciel, z którym mogliśmy porozmawiać o dosłownie wszystkim. Myślę, że nawet wielu z nas traktowało go jak drugiego ojca. Trener Pajewski od zawsze imponował mi nie tylko umiejętnościami, ale też dobrym sercem, zawsze mnie wspierał i mimo wielu potknięć był przy mnie motywując do dalszego działania. Każdy kto spotkał trenera chociaż raz w życiu lub przyszedł do niego na trening, będzie wspominał go do końca życia...
Trenera poznałam 10 lat temu, na początku mojej przygody z taekwondo a w późniejszych latach z kickboxingiem. Ostatni raz byliśmy razem na Mistrzostwach Polski Juniorów i Seniorów light contact w Nowym Mieście Lubawskim, które odbyły się w dniach 16-18 października.
Bartłomiej Mienciuk:
- Trenera Krzysztofa Pajewskiego poznałem około 15 lat temu, gdy rodzice przyprowadzili mnie na pierwszy trening. Od tamtej pory stał się dla mnie prawdziwym autorytetem. Byłem za młody żeby rozumieć pewne rzeczy, ale już wtedy wiedziałem, że chce być taki jak On. Trener zawsze wzbudzał u wszystkich respekt, nie tylko swoimi umiejętnościami, ale przede wszystkim postawą, pomagał każdemu, kto tego potrzebował nigdy nie licząc na coś w zamian, robił to czysto bezinteresownie. Dzięki naukom Trenera stawałem wielokrotnie na najwyższym podium mistrzostw Polski w taekwondo czy kickboxingu, miałem okazję walczyć w Mistrzostwach Europy czy Świata, również zajmując wysokie miejsca, a On zawsze był przy mnie i w moim narożniku, surowy i stanowczy, ale i zawsze wyrozumiały i troskliwy. Tak jak wspomniałem wcześniej najbardziej imponowało mi w Trenerze Pajewskim to jakim był dobrym człowiekiem i jak wiele pomógł każdemu z nas, nie pomijając oczywiście jego niesamowitych umiejętności i techniki, którą wyprzedzał swoje czasy. Dzięki temu stał się pionierem tego pięknego sportu w naszym kraju. Dla mnie był jak Tata.
Jakub Gałan:
- Pierwsze co warto powiedzieć to, że Trener Krzysztof Pajewski był dla nas nie tylko mentorem, który miał nas prowadzić po sportowe sukcesy, był naszym przyjacielem, przysłowiowym "drugim tatą". Na sali każda osoba czuła do Niego szacunek i respekt. Jego podejście do nas, trenujących, nigdy się nie zmieniało, na treningach wymagający, ale cierpliwy, jednocześnie zawsze pomagał pomału dążyć do wyznaczonego wcześniej celu. Nie raz było tak, że powtarzaliśmy jedną technikę przez pół czy nawet godzinę i na kolejnych treningach cały czas dążyliśmy do perfekcyjnej techniki. Na zawodach było luźniej, Trener Krzysztof wiedział, że jesteśmy przygotowani w 100 proc. i gotowi wyjść zrobić swoje, z jego strony nie było ani stresu albo presji, bynajmniej nigdy tego nie pokazywał. Przed wyjściem do walki zawsze mobilizował, a później wspierał nas w narożniku maty czy ringu. Niezależnie od wyników był zawsze zadowolony, a po chwili odpoczynku analizowaliśmy rzeczy, które są do poprawy i ćwiczyliśmy dalej. Po tylu latach znajomości z trenerem dostrzegałem w nim nie tylko wzór do naśladowania w sporcie, ale także w życiu prywatnym, był lojalny, zawsze dotrzymywał słowa, pomagał bezinteresownie i traktował nas jak część swojej rodziny. Według mnie trener w sporcie kierował się jedną główna zasadą, mianowicie im więcej dokładnie powtórzysz ćwiczenie, tym łatwiej będzie ci użyć tego w walce. Co do samych przygotowań do zawodów nigdy nie było pośpiechu, wszystkie ćwiczenia musieliśmy wykonywać technicznie, z czasem dokładaliśmy do tego szybkość i moc uderzeń czy kopnięć. Robiliśmy też sporo ćwiczeń, które zwiększały naszą wydolność tlenową. W relacji z trenerem tak naprawdę nie było czegoś takiego jak temat taboo, rozmawialiśmy o wszystkim począwszy od szkoły, kończąc na tematach rodzinnych. Trener Pajewski poza zamiłowaniem do sportów walki uwielbiał także jazdę na rowerze i zbieranie grzybów. W tym sezonie mieliśmy z Nim zdecydowanie najlepszy kontakt, praktycznie codziennie do siebie dzwoniliśmy i rozmawialiśmy na temat treningów, samopoczucia czy zbliżających się wyjazdów. Z pewnością Jego odejście to tragiczna wiadomość, nie tylko dla nas z klubu KSW Szczecinek, ale dla całej Polski, że straciła "Legendę" sportów walki. W naszym państwie jest wiele klubów, które powstały między innymi dzięki współpracy z Krzysztofem Pajewskim, wychował i wypuścił w świat mnóstwo zawodników, którzy zdobywali medale na szczeblu mistrzostw Polski, Europy czy Świata. Każdemu z nas będzie Go brakowało, odgrywał ogromną rolę i był częścią naszego życia sportowego i prywatnego. Wszystkie nasze sukcesy kierujemy w Jego stronę.
Szymon Gaczyński
- Trener Pajewskiego zapamiętam jako mojego drugiego ojca, który mnie wychował nie tylko na zawodnika, ale i na człowieka, którym jestem. Znaliśmy się 11 lat. Trener był zawsze pozytywnym człowiekiem, nieważne czy to była sala, zawody czy jak dzwoniło się do niego. Miał swoje powiedzenia i kiedy się je słyszało, od razu humor się poprawiał. Najbardziej w trenerze Pajewskim imponowało mi to, że z jaką sprawą się do niego zwróciło, to on ci zawsze pomógł. Zarażał tym, co robił najlepiej, czyli trenowaniem, przez co wychował wielu trenerów, którzy robią to samo. Jeszcze wielu trenerów powinien wychować i wielu jego zawodników zdobyć wielkie sukcesy… Trudno mi trudno uwierzyć, że już go nie ma z nami, a jeszcze dwa tygodnie temu jechałem z nim z zawodów i razem rozmawialiśmy i się śmialiśmy.
- Największym wyróżnieniem ze strony Trenera było wybranie danej osoby na zawody. Było wiadomo, że zawodnik czy zawodniczka z KSW Szczecinek czy z KKT Koszalin ma potencjał, skoro Krzysztof Pajewski zabiera na turniej. Ważne, że zawsze mówił to co powinieneś usłyszeć, a nie to co chcesz usłyszeć, czyli jak coś zrobiłeś źle to ci o tym mówił, a jak dobrze – pochwalił. Dlatego jego podopieczni mają charakter. To dzięki Trenerowi.
-Przez ostatnie dwa miesiące spędziłem z trenerem Pajewskim na treningach i zawodach więcej czasu niż w domu. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim: historia Polski, kuchnia, sport i nie tylko. Śmialiśmy się i mówiliśmy o wszystkim, swoich problemach, zawsze był jakiś temat do rozmowy. Nie wyobrażam sobie jak to będzie wyglądało bez niego. Pewna historia, bardzo piękna i tragiczna jednocześnie właśnie się skończyła w KSW Szczecinek i teraz będzie inaczej, bo trener był takim fundamentem klubu, po prostu naszym ojcem... I dziękuję Bogu za to, że mogłem z nim spędzić te ostatnie tygodnie na zawodach i treningach...