Redakcja: Najważniejszym wydarzeniem 2021 roku w kickboxingu – o ile planów nie pokrzyżuje pandemia koronawirusa - będą Mistrzostwa Świata w Moskwie, a wcześniej nie zabraknie turniejów rangi Mistrzostw Polski i Pucharu Świata. Jakie są plany Mateusza Kubiszyna, 2-krotnego Mistrza Świata i 2-krotnego Wicemistrza Europy?
Mateusz Kubiszyn: Trenując swego czasu w Poznaniu odbyłem wiele rozmów z selekcjonerami kadry narodowej full contact Radosławem Laskowskim i Wojciechem Kiersteinem. W trakcie jednej z nich trener Wojtek powiedział, że w historii naszego amatorskiego kickboxingu nie było zawodnika z 3 złoty medalami Mistrzostw Świata. Bardzo mnie namawiał, abym dążył do tego celu w full contact i w końcu go zrealizował jako pierwszy Polak. Dlatego zdecydowałem, że zawieszam sobie bardzo wysoko poprzeczkę i spróbuję oczywiście ją pokonać, tzn. po raz 3 w karierze stanąć na najwyższym stopniu podium MŚ FC. To byłoby coś wspaniałego i dla mnie, jako zawodnika, i dla moich wszystkich trenerów oraz całego krajowego środowiska kickboxerskiego. Z pewnością sukces w Moskwie ucieszyłby też wielu kibiców.
Czy kiedykolwiek walczyłeś w Rosji?
Nie, nigdy nie startowałem w żadnych rosyjskich turniejach, nie toczyłem też walk zawodowych w tym kraju. Bardzo chciałbym w końcu pojechać do Rosji i wreszcie nadarza się wspaniała okazja. Mam nadzieję, że sytuacja związana z Covid-19 ustabilizuje się na tyle, by późną jesienią tego roku będzie możliwość zorganizowania Mistrzostw Świata w Moskwie. Do tej pory nawet prywatnie nie byłem w tej części Europy.
Jakie są Twoje doświadczenia w walkach z rosyjskimi zawodnikami?
Rosjanie są świetnymi kickboxerami, a pojedynki z nimi zawsze bardzo ciężkie. I co ważne, wielką trudnością jest odmienność stylowa zawodników tej reprezentacji. Jedni są niesamowici pod względem fizycznym, inni znakomicie poukładani technicznie. Tymczasem mogę pochwalić się super bilansem bezpośrednich walk. Dokładnej ich liczby nie podam, ale na około 10 potyczek ringowych wygrałem aż 8 lub 9. Między innymi pokonałem kickboxerów z Rosji w finale Mistrzostw Świata full contact, zarówno w 2015 roku w Dublinie, jak i w 2019 roku w Antalyi. W Irlandii o złoto wygrałem z Igorem Kopylovem, a w Turcji z Ianem Petrovichem.
W kickboxingu jesteś już kilkanaście lat, ale nie wszyscy sympatycy tego sportu pamiętają początki Mateusza Kubiszyna.
Moja przygoda z kickboxingiem zaczęła się ok. 2006-2007 roku w rodzinnym Lubaczowie na Podkarpaciu. Ale sekcja niestety nie przetrwała zbyt długo, funkcjonowała rok albo dwa i niestety wszystko się rozpadło. Kilka lat później przeniosłem się do Rzeszowa i tam wróciłem do treningów. Od tego czasu nieprzerwanie, czyli całą dekadę, jestem w kickboxingu. W 2013 roku pojechałem na pierwsze zawody – Mistrzostwa Okręgu Podkarpackiego w boksie, bowiem nie było takiego turnieju w kickboxingu. Bardziej chodziło wtedy o mocne sparingi. Wkrótce potem debiut w Pucharze Polski w K1 w Starachowicach i jesienią zwyciężyłem w Mistrzostwach Polski full contact. Tak się zaczęło…, a następnie już poszło z górki!
To dzięki wieloletniej pracy kickboxerskiej dziś świetnie radzisz sobie w innych sportach walki?
Boks trenowałem, aby podnosić swoje kwalifikacje kickboxerskie. A jako wysokiej klasy kickboxer, bo jako 2-krotny Mistrz Świata mogę tak o sobie mówić, też dobrze sobie radzę w ringu w walce bez kopnięć. Ostatnio w mojej karierze sporo było pięściarstwa i muszę przyznać, że dobrze mi się boksuje, a wielki wpływ miał na to kickboxing. To moja pierwsza i wiodąca dyscyplina i tak pozostanie.
Prezes Polskiego Związku Kickboxingu Piotr Siegoczyński podkreślił i pochwalił Ciebie za rzeczowe postawienie sprawy. Chodziło o to, że zanim wystąpiłeś w boksie na gołe pięści poinformowałeś o tym władze PZKB.
Kilka lat temu poznałem trenera Piotra Siegoczyńskiego, cały czas utrzymujemy dobre relacje, więc nie chcę robić niczego za plecami prezesa Siegoczyńskiego. Nie zamierzam popsuć naszych kontaktów, poza tym jestem zawodnikiem kadry narodowej Polskiego Związku Kickboxingu i uczciwość wymagała wykonanie telefonu do szefa Związku. Wystąpiłem też o zgodę do swojego komendanta, bowiem na co dzień pracuję zawodowo w straży pożarnej. Tylko że w tym przypadku chodziło o pozwolenie na zarobienie dodatkowych pieniędzy. Takie są procedury i do nich się zastosowałem. Komendant nie zawsze opiniuje takie prośby pozytywnie, ale w moim przypadku postawił pieczęć.
Czy były osoby, które odradzały starty w boksie zawodowym oraz turniejach Gromda w boksie na gołe pięści?
Jeśli chodzi o profesjonalne pięściarstwo, to nie było głosów sprzeciwu. Trenerzy reprezentacji przystawali na moje plany bokserskie. To poniekąd pokrewne dyscypliny i z boksu mogę coś dobrego wyciągnąć do swojego kkickboxingu. Oczywiście inaczej wyglądała sytuacja z boksowaniem bez rękawic. Było trochę przeciwników tego pomysłu, lecz z drugiej strony niektórzy trenerzy twierdzili, że to idealna formuła walki dla mnie. Żadnych nazwisk nie podam, ale były takie głosy. Osoby z bliskiej rodziny, przyjaciele czy znajomi mówili zaś, że wszytko ładnie i pięknie, ale w sumie po co mi takie walki i czy warto? Ostatecznie postawiłem na swoim i wypełniłem zadanie.
W portalach zajmujących się sportami walki, ale też ogólnosportowych dużo pisało się o zwycięzcy wielkiego finału Gromdy – Mateuszu Kubiszynie. Odczułeś już większą popularność w mediach, czy zwyczajnie na ulicy?
W świecie kickboxingu jestem rozpoznawalny od 5-6 lat, byłem w dwóch finałach MŚ i dwóch finałach ME. Z roku na roku rosła moja popularność w tym sporcie, i dzięki turniejom amatorskim, i walkom zawodowym. Za sprawą sukcesu w boksie na gołe pięści o Kubiszynie dowiedziało się wielu kibiców. W sklepie, na ulicy, na stacji benzynowej ludzie podchodzą i pytają: - Hej, czy to ty jesteś Don Diego? Gratulują mi dobrych walk, twierdząc, że kibicowali tak sympatycznemu gościowi jak ja. To miłe i motywujące do dalszej ciężkiej pracy treningowej.
W najbliższym czasie będziesz prowadził cykl seminariów, treningów w różnych miastach Polski? Kto będzie mógł wziąć udział w treningach?
Chciałbym poprowadzić seminaria w klubach kickboxerskich, a to dlatego, że wywodzę się z tej dyscypliny i jest mi najbliższa. Uważam, że jestem w stanie przekazać bardzo dużo wiedzy i adeptom kickboxingu, i zawodnikom z pewnym już stażem w kickboxingu. Mam parę swoich “myczków”, które chciałbym pokazać. A co do uczestników, każdy będzie mógł trenować, nie zamierzam nikogo wykluczać. W tym ciężkim czasie na pewno grupy będą mniejsze liczbowo, aby przestrzegać też wszelkich obostrzeń. I na razie nie mogą trenować osoby ćwiczące rekreacyjnie, takie są wytyczne rządowe.
Czym dla Ciebie dziś jest kickboxing? Jest w Tobie wiara, że znajdzie się kiedyś w programie Igrzysk Olimpijskich?
Tak, cały czas wierzę, że kickboxing wreszcie stanie się sportem olimpijskim. Marzę, że wystąpię na Igrzyskach i na zakończenie kariery zdobędę medal w najważniejszych zawodach na świecie. A gdybyśmy my, kickboxerzy, musieli jeszcze poczekać na decyzję o włączeniu kickboxingu do programu Igrzysk, to może któryś z moich wychowanków pojedzie na turniej olimpijski i stanie na podium. Byłoby fajnie, aby Polacy zrealizowali cel, jakim jest medal letnich igrzysk w kickboxingu.
Jeśli zdrowie będzie dopisywało to przed Tobą jeszcze wiele sezonów w kickboxerskim ringu. Ale też nie unikasz ryzyka, i nie chodzi też o sport, ale także pracę strażaka.
Zgadza się, ale na szczęście na razie ze zdrowiem jest wszystko w porządku i oby tak było jak najdłużej. W straży pożarnej wyjeżdżamy do różnych akcji, czasem są bardzo trudne sytuacje… A jeśli chodzi o mnie, ratownika, najważniejsza kwestia jest następująca – dobry ratownik to zdrowy i żywy ratownik. Dobrze, że mam sport, mam kickboxing i na treningach mogę odreagować stres z pracy. A co do boksu na gołe pięści, wiem, że to bardzo kontuzjogenny sport i niesie ze sobą spore ryzyko. Kiedy decydowałem się na takie walki nie martwiłem się o głowę, bo nie zakładałem, że zostaną znokautowany, jednak obawiałem się o dłonie. Tych różnych urazów mniejszych i większych jest faktycznie sporo. Muszę przyznać, że nie widzę się w przyszłości w tej formule, choć mam jeszcze obowiązki kontraktowe i muszę je wypełnić. Za kilka lat może wrócę na jakiś bój bez rękawic, o ile pojawi się sensowna propozycja. Jestem człowiekiem kickboxingu i to jest mój sport.
Lata w kickboxingu sprawiły, że wychodząc do walki w jakimkolwiek sporcie czujesz się mentalnym zwycięzcą? Jesteś bardzo pewny siebie?
Lata spędzone w kickboxingu zrobiły swoje. Licząc średnio 15 walk w roku, a czasem było więcej, mam już ponad 100 w karierze, z czego zdecydowana większość w reprezentacji. Wiem po co wychodzę do ringu, mam świadomość swych umiejętności. Z reguły wygrywam, co bardzo cieszy. Czasem zdarzy się gorszy dzień, ale tych lepszych jest zdecydowanie więcej. To zasługa moich trenerów i wspólnych działań. To są moi tacy sportowi ojcowie, którzy ustawiają mnie między linami, ale też poza ringiem. Ale trzeba pamiętać, że do walki wychodzi zawodnik, szkoleniowcy zostają w narożniku, i jeśli sam nie poukładasz sobie wszystkiego w głowie, to nikt za ciebie tego nie zrobi. Usłyszysz podpowiedzi, wskazówki, jednak nikt nie wykona roboty za kickboxera. Psychika jest niesamowicie ważna w sportach walki, fizyczność schodzi na drugi plan.
Obserwowałeś jesienne MP w Drezdenku? Co Tobie rzuciło się w oczy w rywalizacji w full contact?
Pandemia miała wpływ na obsadę, zabrakło czołowych zawodników o krajowej i międzynarodowej renomie, m.in. Roberta Krasonia i Tomka Borowca, ja też nie startowałem, a pojawiło się wiele nowych nazwisk. Trenerzy mieli okazję zobaczyć chłopaków aspirujących do występów w kadrze. Poziom był niższy, ale jak mówiłem to niestety pokłosie koronawirusa i trudności z normalnym trenowaniem przez wiele tygodni.