Redakcja: Pani kariera była fenomenalna, aczkolwiek bardzo krótka. Praktycznie w trzy sezony, jako bardzo młoda zawodniczka, zdobyła Pani niemal wszystko co było do wygrania.
Agnieszka Litwa (sukcesy odnosiła pod panieńskim nazwiskiem Półtorak): Z wielką radością i sentymentem wracam szczególnie do lat 2006-2008, kiedy triumfowałam w Mistrzostwach Świata i Europy Seniorów i Juniorów. Zwyciężałam również w Pucharach Świata w poszczególnych kategoriach wiekowych. Na arenie międzynarodowej przegrałam chyba tylko jedną walkę w semi contact, czyli dzisiejszym poinfightingu. W moich ulubionych formułach – light contact i szczególnie mi pasującej full contact zwyciężałam z każdą zagraniczną zawodniczką. A z drugiej strony poniosłam też niewiele porażek na polskich arenach, tylko jedną w light contact i kilka w semi contact. Wielokrotnie zastanawiałam się, w jaki sposób doszłam do tak wielkich sukcesów. Oczywiście, każdy musi mieć odrobinę talent, ale zawsze najważniejsze będzie ciężka praca. Od najmłodszych lata trenowałam dwa razy dziennie, a kiedy wracałam do domu wychodziłam na podwórko i dalej ćwiczyłam na różne możliwe sposoby.
Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale mając 16-17 lat odniosła Pani takie sukcesy, na które inni czekają przez wiele sezonów, a wielu przypadkach nigdy nie dochodzą do finałów MŚ czy ME.
Pierwszą moją wielką imprezą były Mistrzostwa Świata Juniorów w chorwackim Zadarze w 2006 roku. Miałam zaledwie 15 lat kiedy pojechałam na prestiżowe zawody rozgrywane nad Adriatykiem. Bardzo mocno we mnie wierzył mój trener klubowy z Muszyny Krzysztof Bulanda, on “zarażał” optymizmem. Za każdy razem powtarzał, że poradzę sobie i wygram. A mi, młodziutkiej dziewczynie, ciężko było w to uwierzyć. Bo niby dlaczego taka zawodniczka, jak ja, miałaby zwyciężać regularnie w międzynarodowej rywalizacji mając -naście lat. Nie byłam i wciąż nie jestem typem osoby, która jest pewna siebie. Kickboxing bardzo pomógł w moim nastawieniu do życia, wielu spraw, lecz gdzieś w głębi ciągle pozostałam tą wycofaną, nieco zamkniętą w sobie kobietą. A wracając do debiutu w MŚJ, zwyciężyłam w finale light contact, zaś przegrałam walkę z rywalką z Irlandii w semi contact.
Będąc 16-letnią Mistrzynią Świata Juniorek pojechała Pani do Belgradu na MŚ Seniorek i wygrała Pani turniej najwyższej rangi w kickboxingu.
Tak można powiedzieć, że karierę sportową zaczęłam od największego sukcesu. Myślę, że wszyscy byli w szoku, że 16-letnia dziewczyna zwycięża w Mistrzostwach Świata light contact. Wcześniej w kraju pokonałam najlepszą zawodniczkę Paulinę Bieć z Wrocławia. Pojechałam do Serbii, ale oczywiście bez przekonania, że coś osiągnę. Ale miałam niesamowite wsparcie w Krzysztofie Bulandzie. To był najlepszy trener, jakiego mogłam spotkać na swojej sportowej drodze i mówię tak bez względu na to, że w pewnym momencie zakończyliśmy współpracę. Potrafił znakomicie przygotować mnie pod każdym względem, a zwłaszcza tak nastawić mentalnie, iż czułam się gotowa walczyć z dużo starszymi rywalkami. I wygrywałam z nimi.
Podczas wspomnianych MŚ złoto w light contact wywalczyli też Przemysław Ziemnicki -69kg i Michał Wszelak +94kg.
W kadrze seniorów mnóstwo było znanych osób z wieloma sukcesami w dorobku. A ja bardzo wycofana, schowana, raczej się nie odzywałam. Na szczęście była Monika Florek i z nią trzymałam. Generalnie wstydziłam się zabierać głos. W ogóle nie lubiłam jeździć na kadrę seniorów, bo to nie była moja grupa, moje otoczenie. Dziś inaczej patrzę na to wszystko, jako prawie 30-letnia kobieta, żona, matka dwójki dzieci. Wtedy każdy wyjazd na turniej był wielkim stresem. I po każdych zawodach mówiłam, że to był mój ostatni, że więcej nie dam rady psychicznie wytrzymać obciążeń. Wygrywałam, ale wszystko bardzo ciężko znosiłam. Sama nie wiem skąd u mnie było tyle siły, by zwyciężać.
Miała Pani talent do kickboxingu? Skąd się wziął kickboxing w życiu mieszkanki Powroźnika położonego nieopodal granicy ze Słowacją?
Przypadkowo trafiłam do tego sportu. W wieku 12 lat wymarzyłam sobie, że rozpocznę treningi baletowe w Krynicy, ale niestety się nie udało. Wtedy kuzyn zabrał mnie na kickboxing. Początki były dramatyczne, m.in. nie potrafiłam palcami złapać za stopę, w ogóle nie byłam rozciągnięta. Nie potrafiłam także skakać na skakance i wykonywać wielu innych prostych ćwiczeń. Pomogła mi piłka ręczna, którą uprawiałam w szkole. Byłam sprawna fizycznie, ruchliwa, dynamiczna, co było ważne przy innych mankamentach.
Ze względu na młody wiek przeplatała Pani występy seniorskie i juniorskie. W tej młodszej kategorii do osiągnięć dołożyła Pani Mistrzostwo Europy w portugalskim Faro w wadze +70kg full contact.
Naturalna moja waga to było ok. 75 kg, mogłam zbijać do -70kg, ale większość sukcesów odniosłam w “plusie”. Z trenerów, poza Krzysztofem Bulandą, warto wspomnieć Włodzimierza Trzeciaka z Radomia. To kolejny szkoleniowiec, który wierzył we mnie. Jadąc do Faro pewnie byłam faworytką w oczach innych ludzi, ale ja sama nigdy nie uważałam się za kandydatkę do złotego medalu. Trzeba pamiętać, że każda walka to coś nowego, inny dzień, inna forma, nastawienie itd. Mogłam trafić na dziewczynę, która w danym momencie była lepsza ode mnie. Dlatego z wielką pokorą podchodziłam do kickboxerskiej rywalizacji.
Później została Pani jeszcze m.in. Mistrzynią Świata Juniorek full contact +70kg i Mistrzynią Europy Seniorek light contact +70kg.
W plusie zwyciężałam, za co otrzymywałam stypendium i to było ważną motywacją dla nastolatki, także pewnego rodzaju nagrodą i podziękowaniem dla rodziców, którzy mi pomagali. W tej najwyższej wadze nie obowiązywał wtedy punkt mówiący, że stypendium otrzymuje się przy określonej liczbie startujących zawodniczek. W Polsce nie zawsze zwyciężałam, jak wspomniałam tylko w wersji semi, i były dość zabawne sytuacje, kiedy wygrywałam z jedną z krajowych rywalek, a przegrywałam z drugą, mówiono, że nieoczekiwanie i pewnie tak było, przecież miałam kilka złotych medali MŚ i ME.
Gdyby miała Pani wybrać – mata czy ring?
Zaczynałam od maty ze względu na ograniczenia wiekowe, a potem mogłam przenieść się na ring. Uwielbiałam full contact i to była moja formuła. Ale mam też takie swoje niezapomniane walki, jak zwycięstwo z utytułowaną Kamilą Bałandą w light contact. W tej formule w Polsce tylko z nią przegrałam, ale po tym wcześniejszym wygranym pojedynku.
Zdarzyły się kiedyś zawody, w których obowiązywała kategoria bodajże +56kg. Sporo zawodniczek, ciekawa rywalizacja, a mnie wybrano najlepszą zawodniczką turnieju. To było miłe zaskoczenie.
Wracają do treningów, gdzie odbywały się zajęcia w tamtym okresie?
Krzysztof Bulanda potrafił zorganizować treningi i w Powroźniku, i w Muszynie oraz Krynicy. Mieliśmy bardzo dobre warunki do przygotowań, sala, siłownia, sauna. Niestety w liceum było coraz trudniej pogodzić mi naukę z treningami. Nie byłam w stanie trenować dwa razy dziennie, a z drugiej strony nie chciałam trenować rekreacyjnie 2-3 razy w tygodniu. Aby utrzymać swój wysoki poziom musiałabym pracować minimum raz każdego dnia. Niestety, z różnych względów skończyłam z kickboxingiem, choć kilka lat później – będąc z rodziną w Irlandii – próbowałam wrócić do sportu. Rekreacja mnie jednak nie interesowała.
W końcu jednak znów pojawiła się Pani na sali treningowej.
Wyszłam za mąż, urodziłam córkę i pewnym momencie poczułam, że znów chciałabym spróbować wrócić do kickboxingu. Zadzwoniłam do Krzysztofa Bulandy, a trener odpowiedział, że przyjmie mnie z otwartymi rękami, a zacieramy to, co byłego złego wcześniej. Pełna zapału zaczęłam treningi, ale na czwartym złamałam kość śródstopia. Straszny pech. Wiedziałam, że muszę zapomnieć o sporcie, przecież mam dzieci, męża. Nie mogę wszystko zostawić na głowie małżonka, zresztą na stałe pracuje w Irlandii, a ja z 10-letną Zuzią i 3-letnią Wiktorią jesteśmy w rodzinnych stronach. Pewnie, że chciałabym jeszcze raz spróbować, ale to bardzo trudne. Przecież nie pojadę na zgrupowanie zostawiając najbliższych w domu na tydzień czy dwa. Ale co jakiś czas przypominam sobie niedzielne bieganie po 7 km na Górze Parkowej w Krynicy, potem sauna, jakieś ćwiczenia i tak schodziły nam 4 godziny. Każdego dnia byliśmy aktywni w klubie. Dziś rozsądek podpowiada, że o kolejnym powrocie nie ma mowy. A gdyby znów mi się coś stało, przecież na co dzień muszę opiekować się dziewczynkami. Mąż dopiero za jakiś czas przyjedzie do nas.
Pochodzi Pani z region, gdzie popularne są saneczkarstwo, biegi narciarskie itd.
Ale ja nie cierpię biegania na nartach. Zdecydowanie najważniejszy był kickboxing, przez pewien czas zajmowałam się też boksem, wygrałam mistrzostwa Polski juniorów w 2007 roku w kategorii do 75 kg, nawet miałam zaproszenie od trenera kadry, ale nie byłam zainteresowana tą dyscypliną tak bardzo jak kickboxingiem.