Redakcja: Prowadzony przez Pana WKB Champion Wołów zaczął 2021 rok od udanego startu w zorganizowanym przez siebie turnieju o Puchar Burmistrza Gminy Wołów na Dolnym Śląsku.
Leszek Kołtun: Bardzo pozytywnie oceniam wspomniane lutowe zawody pod kątem sportowym i organizacyjnym. Było ogromne zapotrzebowanie na imprezę dla dzieci i młodzieży, stąd sporo było rywalizacji dla osób w wieku od 8 do 14 lat. Poprzez uczestnictwo w takich turniejach zachęcamy dzieci do treningów, do uprawiania sportu, do wzmacniania i rozwijania swojego ciała. Zmagania w Hali Ośrodka Sportu i Rekreacji w Wołowie trwały jednocześnie na 3 matach w technikach specjalnych m.in. kopnięcie na wysokości oraz soft - walkach na piankowe pałki, a także w wersji kick light. W zawodach mogły wziąć udział dzieci, młodzież i dorośli, którzy nie przekroczyli pięciu walk w różnych formułach. Tym samym założeniem turnieju były pierwsze kroki w kickboxingu.
Redakcja: W lutym, w czasie pandemii, udało się zorganizować kilka imprez kickboxerskich na wysokim poziomie w Polsce. Jaka była frekwencja w Wołowie (ok. 50 km od Legnicy i Wrocławia)?
Leszek Kołtun: W tamtym czasie obowiązywał limit 150 osób przebywających w hali w reżimie sanitarnym. Chętnych mieliśmy zdecydowanie więcej, nawet dwukrotnie. Przedstawiciele klubów z różnych regionów naszego kraju dzwonili i pytali o możliwość występu w Wołowie. Widać było, że jest wielka chęć powrotu do kickboxingu. Niestety nie mogliśmy wszystkich przyjąć. Decydowała kolejność zgłoszeń, aby było sprawiedliwie.
Redakcja: Skąd w ogóle pomysł na organizację zawodów o Puchar Burmistrza Gminy Wołów?
Leszek Kołtun: We wcześniejszych latach, m.in. kiedy byłem jeszcze zawodnikiem, przeprowadzaliśmy w Wołowie zawody rangi Mistrzostw Polski i Pucharu Polski oraz zawodowe gale. Zawsze marzyłem by w Polsce kickboxing był m.in. rekreacją i zabawą ruchową, jak we Włoszech. Tam rywalizują ze sobą we wspaniałej i rodzinnej atmosferze całe rodziny. Moim celem też jest kiedyś taki turniej zorganizować. Kiedy skończyłem karierę to wszystko „ucichło”, ale przed dwoma laty zdecydowałem się reaktywować klub. Zawsze bardzo lubiłem kickboxing i boks, dlatego stawiamy na obydwie dyscypliny sportu, ale nie tylko. W Klub zaangażowana jest cała rodzina. Żona jest po Akademii Wychowania Fizycznego i czasami mnie zastępuje na zajęciach oraz pomaga w planowaniu obozu. Córki najchętniej by w klubie zamieszkały. Bakcyla złapali także moi wychowankowie z Wołowa. Zaczęliśmy jeździć na zaproszenia zaprzyjaźnionych osób na treningi do ich klubów oraz na zawody. To był czas przed pandemią, więc można było normalnie podróżować i zajmować się kickboxingiem. Jednym z przełomowych momentów był turniej w Świebodzicach, na który udaliśmy się w bardzo dużym, 50-osobowym składzie. Widać było jak takiej grupie sprawia wielką radość rywalizacja na planszy.
Redakcja: Podczas omawianego turnieju w lutym w Wołowie puchar i tytuł najlepszej zawodniczki soft otrzymała Kiara Kołtun.
Leszek Kołtun: 13-letnia Kiara jest moją starszą córką, a młodsza Liliana ma 12 lat. Obie uwielbiają trenować, wręcz są zafascynowane kickboxingiem. Podoba im się sportowa walka. Mówiłem o Świebodzicach i wtedy jeszcze mocniej wciągnęły się w ten sport. Nie trzeba je zmuszać do treningów, one po prostu chcą ćwiczyć, chcą być sprawne i zdrowe. Dla mnie, jako ojca i byłego sportowca, ważne także, że mają talent.
Redakcja: W tym roku, o ile pandemia pozwoli na przeprowadzenie zawodów, Mistrzostwa Europy Dzieci, Kadetów i Juniorów odbędą się na Węgrzech.
Leszek Kołtun: W przypadku Kiary pierwszą bardzo ważną weryfikacją umiejętności będą Mistrzostwa Polski w formule kick light we Włoszakowicach koło Leszna. Każde zgrupowanie, każdy taki turniej – to mnóstwo pozytywów. Za nami np. konsultacja kadry narodowej w Lubawie. Mimo znacznej odległości pojechaliśmy naszym prywatnym samochodem, zabierając jeszcze dwójkę reprezentantów Championa Maję Kuchtę i Alberta Oksanicza. Kickboxing jest wielką pasją rodziny Kołtun, dlatego decydujemy się na takie wyjazdy. Wszyscy byli zachwyceni możliwością trenowania z najlepszymi w Polsce i pod okiem szkoleniowców reprezentacji Biało-Czerwonych Rafała Mazurowskiego i Piotra Nasulewicza. Po 6 treningach w tak świetnym gronie w Lubawie każdy miał przekonanie, że zebrał i wiedzę, i doświadczenie.
Redakcja: Pan pełnił funkcję nie tylko opiekuna i trenera, ale również pomocy medycznej.
Leszek Kołtun: Tak się składa, że zdobyłem odpowiednie uprawnienia ratownicze, więc mogę pomagać podczas takich obozów jako pomoc medyczna. Doskonale wiem jak podczas zawodów np. zagranicznych trenerzy pochłonięcia są przygotowaniami i samymi walkami swych podopiecznych w ringu czy na macie. Dlatego tak ważna jest obecność osoby, który zajmuje się kwestiami medycznymi. I w przypadku niegroźnej kontuzji kciuki, czy też poważnego urazu kolana. Oczywiście organizatorzy zabezpieczają pomoc lekarską, ale warto mieć kogoś od siebie, aby nie angażować trenerów np. w wyjazdu do szpitala z zawodnikiem itd. Wtedy i rodzice byliby spokojniejsi o swoje dzieci.
Redakcja: Jak Pan łączy prowadzenie zajęć i całego klubu z pracą w Warszawie? To odległość blisko 400 kilometrów.
Leszek Kołtun: Pracuję jako Prorektor Szkoły Wyższej Wymiaru Sprawiedliwości, ale staram się tak zorganizować swój zawodowy plan tygodnia, by 3-4 weekendowe dni spędzać w Wołowie, w zależności oczywiście od możliwości. W 15-tysięcznym Wołowie jest ogromne zapotrzebowanie na treningi sportów walki. Dzięki uprzejmości burmistrza miasta Dariusza Chmury możemy wynajmować salę w budynku Ośrodka Sportu i Rekreacji, gdzie mamy bardzo dobre warunki do treningów. Dbanie o formę fizyczną, zwłaszcza w tych czasach, jest szalenie istotne. W Championie trenuje ok. 130 osób w kilku sekcjach, mamy m.in. trzy grupy kickboxingu, boksu, jiu-jitsu oraz gimnastykę dla dzieci. Pracują u nas tacy trenerzy, jak Marek Węgierski i Mateusz Hiki. Myślę, że to bardzo znane postacie w świecie boksu i kickboxingu.
Redakcja: Najbliższe plany WKB Champion Wołów?
Leszek Kołtun: Pandemia krzyżuje plany, ale z niecierpliwością czekamy na połowę maja i wspomniane MP we Włoszakowicach. Mamy też ambitne plany w boksie. A latem planujemy obóz sportowy w Pobierowie. Jako trener i ojciec czekam na występy swoich dzieci. Kiara lubi walczyć siłowo jak ja kiedyś. Od pół roku koncentruje się zdecydowanie na kick light i niesamowicie poszła do przodu w tej wersji kickboxerskiej rywalizacji.
Redakcja: Jak to się stało, że Pan – kolarz z sukcesami przeniósł się do kickboxingu i też miał na koncie wiele ważnych osiągnięć?
Leszek Kołtun: Zdobyłem wiele medali w Mistrzostwach Polski, w tym 4 złote, oraz w Pucharze Polski i Pucharze Świata w kolarstwie szosowym. Mając klasę mistrzowską w tym sporcie dostałem się bez egzaminów na Akademię Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Między innymi za sprawą nieżyjącego już Tomka Skrzypka złapałem bakcyla kickboxerskiego. Wcześniej miałem już skończyć ze sportem, ale na szczęście trafiłem na ludzi z kickboxingu. Był też taki moment w moim życiu, że wróciłem do rodziców do Brzeźna koło Torunia, aby pomóc im w gospodarstwie. Trenowałem wtedy w klubie Smok u Marka Marszała. Na szczęście wszystko się poukładało, wywalczyłem wiele medali MP i PP, stawałem na podium Mistrzostw Europy, Pucharu Świata, wielokrotnie reprezentowałem nasz kraj w imprezach międzynarodowych. Stoczyłem 16 walk zawodowych, z których tylko jedną przegrałem. Byłem także zawodowym Międzynarodowym Mistrzem Polski, Interkontynentalnym Mistrzem Świata WKN i przede wszystkim Mistrzem Świata WKN w formule low kick. W dawnych czasach walczyliśmy w lich contact, full contact i semi contact, a kiedy pojawił się low kick okazało się, że to wersja dla mnie. Wygrałem wiele walk w karierze, oczywiście zdarzały się porażki, byłem liczony, ale nigdy nie dałem się znokautować.
Redakcja: Od kiedy znacie się Panowie z Prezesem Polskiego Związku Kickboxingu Piotrem Siegoczyńskim?
Leszek Kołtun: Odkąd zacząłem trenować wiele dobrego słyszałem o Piotrze Siegoczyński, przecież to pierwszy polski Mistrz Świata w kickboxingu. Trenował w KS Piaseczno, a to przez lata był klub będący wzorem dla innych. Kiedy walczyło się z rywalem z KS Piaseczno to człowiek miał pewność, że czeka go bardzo trudne zadanie. Bardzo się cieszę, że taka osoba jak Piotr Siegoczyński kieruje Polskim Związkiem Kickboxingu. Widać, że Związek bardzo angażuje się w pomoc klubom w czasie pandemii, szuka rozwiązań, aby wszystkim ułatwić życie.