Grzegorz Wrzesień: chcę rozwijać kickboxing na wielu przestrzeniach
Redakcja: Kiedy zdecydował się pan wystartować w wyborach na prezesa PZKB?
Grzegorz Wrzesień: To była przede wszystkim decyzja wymagająca - z racji rangi funkcji - dłuższego zastanowienia. Rozpisania co na "tak", co "przeciwko". Oczywiście pozytywów było zdecydowanie więcej, a jednym z kluczowych możliwość kontynuowania działań poprzedniego zarządu Polskiego Związku Kickboxingu. Po rozmowach z wieloma osobami mogłem potwierdzić: jestem gotowy, wchodzę w temat. Myślę, że około pół roku przed wyborami byłem przekonany do startu.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, po dwóch kadencjach prezes Piotr Siegoczyński nie mógł kandydować. Więc w takiej sytuacji szuka się odpowiedniego kandydata, następcy. Co pana przekonało?
Zacznę od tego, że od kilkunastu lat kickboxing jest moją wielką pasją. Na co dzień rozwijam nasz sport w Ostrowcu Świętokrzyskim, czerpiąc z tego ogromną satysfakcję. Widzę w kickboxingu bardzo duży potencjał. Chciałbym pokazać światu piękno kickboxingu na każdym poziomie, tj. począwszy od najmłodszych zawodników, poprzez prawdziwy amatorski sport seniorski i marzy mi się także rozwój i otwarcie na zawodowstwo. Kickboxing to szacunek, honor, wspaniała rywalizacja. Wspaniałe wartości, które towarzyszą nam, zawodnikom, trenerom, sędziom, działaczom itd.
Wspomniał pan o zawodowym kickboxingu. Organizuje pan gale sportów walki One Punch.
PZKB jest patronatem wielu ciekawych krajowych inicjatyw. Nie ukrywam, co już wspomniałem, że będą chciał pójść krok do przodu z profesjonalnym kickboxingiem. Mamy znakomitych i utytułowanych kickboxerów, którzy kończąc przygodę z mistrzostwami świata czy Europy, szukają wyzwań w innych sportach. A ja chciałbym widzieć ich dalej w kickboxingu. Mógłbym wymienić sporo nazwisk, ale skupię się na Mateuszu Kubiszynie i Arku Wrzosku. Oni podkreślają, że wywodzą się z kickboxingu. Chcielibyśmy aby zawodnicy tej klasy zostawali w naszej dyscyplinie i ją promowali, wzmacniali i rozpowszechniali. Rzecz jasna poprzez transmisje telewizyjne. Założenie jest takie, że zawodowi kickboxerzy dostają odpowiednie pieniądze za pojedynki, by móc utrzymać swoje rodziny.
Wspomniał pan o telewizji. Jak miałby wyglądać projekt?
Gale One Punch, dzięki współpracy z Tuco Promotions, są pokazywane w otwartym kanale Polsatu. To docenienie naszych dotychczasowych działań. Chcemy pokazywać kickboxing w bardzo dobrym wydaniu w tej stacji, jak również rozwijać własną telewizję kickboxerską. Do tego jeszcze mocniej postawić na media społecznościowe, jak facebook, instagram.
Najważniejsi będą jednak zawodnicy i trenerzy, bo bez nich nie ma kickboxingu na wysokim poziomie.
Tak, w każdej dziedzinie sportu to zawodnicy i ich szkoleniowcy odgrywają główną rolę. I ja także chciałbym się na nich skupić. Wiemy jak do tej pory było ze szkoleniem, PZKB robił co mógł, ale pozyskiwanie środków finansowych nie było na takim poziomie, jakiego bym oczekiwał. Dlatego to jedna ze spraw do zmian. Często trenerzy z własnej inicjatywy i swoimi "kanałami" organizowali różne konsultacje, zgrupowania, sympozja. Wszystko po to, aby podnosić umiejętności i kwalifikacje osób w danej formule. Polski Związek Kickboxingu bardzo chciał pomagać i robił to na tyle, na ile mógł. Mam nadzieję, że uda się rozwinąć system szkolenia. Bo bez tego nie ruszymy do przodu. Kicboxing staje się bardzo modnym sportem i jesteśmy w najlepszym momencie.
Środowisko od dawna marzy o tym, aby kickboxing był w programie Igrzysk Olimpijskich. Czy na razie musimy być zadowoleni z tego co jest, np. Igrzyska Europejskie, The World Games?
Kiedy zostałem prezesem PZKB, wiele razy usłyszałem pytanie: co jest moim sportowym marzeniem? Odpowiadałem, że kickboxing na Igrzyskach Olimpijskich. Wiem, że to bardzo trudno, aczkolwiek nie jest niemożliwe. W najbliższym czasie skupiamy się na tym, co przed nami, czyli Igrzyska The World Games w Chinach. Mocno trzymam kciuki za naszych reprezentantów Dominika Cinala i Roberta Dochoda. Jestem przekonany, że stać obydwu na zdobycie medali. Bardzo wysoko oceniam ich umiejętności sportowe.
Będzie pan reprezentował Polskę w Chengdu? To okazja do spotkań, czasem zakulisowych w jakichś konkretnych sprawach?
Skupiam się na pracy na miejscu, w naszym kraju. Zdecydowałem, że lepiej aby w miejsce prezesa pojechał drugi trener, co będzie z większą korzyścią dla zawodników. Dlatego do trenera kadry narodowej K-1 Rules Witold Kostki dołączy trener Łukasz Rambalski. Kierownikiem reprezentacji będzie Krzysztof Kaproń.
Za chwilę również Akademickie Mistrzostwa Europy w Warszawie, gdzie chcemy dobrze wypaść sportowo i organizacyjnie.
Wracając do wyborów, czym dla pana jest 100-procentowe poparcie delegatów? To pewnie rzadko dzieje się we współczesnym sporcie.
Odpowiedzialność i jeszcze raz odpowiedzialność. Wiem, że spada na mnie ogromną odpowiedzialność, ale myślę o tym tylko pozytywnie. Cieszę się, że dostałem kredyt zaufania i zamierzam stanąć na wysokości zadania. Słyszałem też słowa: otrzymasz mój głos, ale... Właśnie dlatego zrobię wszystko, by przy kolejnych wyborach usłyszeć: to były dobre lata, jesteśmy z tobą i idziemy wspólnie w "ogień".
Nie było rywala, więc nie ma opozycji? To pewnie ułatwia pracę, bo wszyscy chcą grać do jednej bramki. Czy jednak inaczej pan postrzega tę sytuację?
W zakulisowych rozmowach pojawiały się potencjalne nazwiska kontrkandydatów. Ostatecznie nikt się nie zdecydował na start w wyborach. Ja wiedziałem, że piszę się na ciężką pracę, na realizację programu, który przedstawiłem delegatom. Również w ten sposób przekonałem do siebie tych, którzy nie byli przekonani by podnieść rękę w momencie odczytywania mojego nazwiska.
Co pan sądzi o rozwoju poszczególnych formuł, powinniśmy wybrać 2-3 priorytetowe, czy równomiernie je rozwijać i wspierać?
Kickboxing to niesamowicie wszechstronny sport, jest miejsce dla maluchów, którzy zaczynają od ćwiczeń sprawnościowych, potem rywalizują na piankowe pałki. Następnie są formuły planszowe, w których część zawodników zostaje, inni zaś przechodzą do ringu. Wszyscy są ważni i potrzebni. Nigdy nie powiem, że dana formuła jest gorsza. Wiemy, że są kluby specjalizujące się w wersjach walk i niech tak pozostanie. Nikogo nie będziemy do niczego namawiać na siłę.
Można spodziewać się zmian w sztabach trenerskich kadry narodowej?
Koncentrujemy się na przygotowaniach do wrześniowych Mistrzostw Europy WAKO Juniorów, Kadetów i Dzieci we Włoszech oraz listopadowych Mistrzostw Świata WAKO Seniorów w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Dopiero po zawodach przyjdzie czas na podsumowania, analizy, rozmowy, wyciąganie wniosków. Wszystko po to, by każda formuła robiła postępy.
Funkcja prezesa PZKB wiąże się z częstymi podróżami do Warszawy? Pan mieszka koło Ostrowca Świętokrzyskiego.
Na co dzień prowadzę agencję reklamową, co sprawia, że zazwyczaj 2-3 razy w tygodniu jestem w Warszawie. Podejmując decyzję o starcie w wyborach zdecydowałem się również na wszystko co jest związane z pełnieniem zaszczytnej funkcji. Podróże do stolicy nie są problemem.
Zasłynął pan organizacją zawodów na wysokim poziomie w Bałtowie. Obecny format pozostanie na najbliższe lata?
Bardzo miłe, że wielu ludzi zauważa naszą pracę. To już cykliczna impreza PZKB i oczywiście organizujemy ją dalej, w 2026, 2027 roku... Przy okazji wielkie podziękowania dla właścicieli Jura Parku w Bałtowie za świetną współpracę. Już dziś zapraszam na kolejne zawody w pierwsze czerwcowe weekendy. Planujemy też jesienną wersję Jurassic Warriors dla seniorów. Postawimy ring i znowu będzie się działo!
Z pańskich rozmów i obserwacji, co może być najtrudniejsze w roli szefa polskiego kickboxingu?
Problemów jest cała masa, a w dobie internetu wiele osób chce być indywidualnościami, a także szybko stać się mistrzem. Pojawiają się spory, konflikty, jak pewnie w każdym związku sportowym. Moim zadaniem będzie pojednywanie ludzi, rozwiązywanie spraw spokojną dyskusją. Wspólnymi siłami możemy rozwijać kickboxing, w pojedynkę nikt nic nie zrobi.
Jaki prywatnie jest Grzegorz Wrzesień?
Mam żonę Ewelinę i dwoje dzieci. Oprócz kickboxingu, pasją jest wędkarstwo. Poza tym survival. Każdemu polecam tę formę spędzania czasu, w lesie, nad wodą. Generalnie z dala, choć przez "chwilę", od internetu, laptopta itp. Kiedyś szukało się zasięgu telefonicznego, starsi pamiętają te czasy, a dziś chętnie poszukałbym miejsca, gdzie zasięgu nie ma... Każdy potrzebuje "resetu".
















